Wydaje się, że jesteśmy w pełni szczęśliwi, uśmiechając się serdecznie, kiedy w sercu mamy ogromny mętlik. Pytania typu "W co się dziś ubrać", czy " Czy to pasuje do tego" odeszły na bok, by mogły je zastąpić o wiele poważniejsze sprawy. Nie wiem, czy to, o czym teraz mówię, jest poważne, czy nie, ale tu nawet nie chodzi o mnie. Chociaż, może... Nie potrafię tego określić, ale wiem, że wszyscy mają problemy, a to co zaprząta moją głowę, to zwykłe drobnostki. Bo kogo obchodzi, że jakaś tam ciemnooka dziewczyna nieszczęśliwie się zakochała. Nawet przyjaciółki mają to gdzieś, w końcu mają też własne problemy. A ja? Wciąż stoję w miejscu, otoczona mgłą, i czuje się taka... taka niekochana, niepotrzebna. Chcę być silna, ale z każdym słowem, z każdym krokiem i czynem, jestem jeszcze bardziej bezradna i słaba. Nawet nie zdążyłam się zorientować, że utknęłam w martwym punkcie. Zresztą. Kto by się przejmował. Taką niepozorną dziewczynką. Pozory jednak mylą. Zawsze jestem wesoła i energiczna, nikt by się nie spodziewał, że każdego wieczora, gdy leżę w łóżku, przypomina mi się wszystko co złe, a ja nawet nie mogę tego odgonić. Odgonić myśli, że zanim wszystko zacznie się układać, ja już zdążę stoczyć się na samo dno, pociągając za sobą osoby, które niczemu nie winne, będą żyły w piekielnych otchłaniach, strasznej rzeczywistości. I nawet nic nie zrobię. Ja jestem tylko pionkiem w tej grze, a żeby wygrać muszę bardzo się postarać. To nie jest siatkówka. To jest jak dzicz. A wiadomo co się dzieje z kulejącą antylopą, w otoczeniu lwów...
*Natalia*
Czasem trudno jest coś z siebie wyrzucić, odwlekasz ten moment w nieskończoność, ale w końcu nadchodzi taka chwila, w której będziesz musiał wszystko powiedzieć. I nagle odczuwasz ulgę. Ja też myślałam, że kiedy to powiem, również ją poczuję, jednak nic takiego się nie stało. Nic. Nawet poczułam się gorzej, sama nie wiedząc dlaczego. To zbyt skomplikowane. Boję się.
-Nie chcę się bać - wyszeptałam do lustrzanego odbicia. Siedziałam już dobre piętnaście minut w łazience Francesci, ale jednak nie wychodziłam, bo nikt nie pukał, pewnie wszyscy już spali, a ja nie chciałam robić tego przy wszystkich, mogłyby się obudzić, usłyszeć mnie. Usłyszeć mój płacz, który chciałam za wszelką cenę powstrzymać - Nie płacz będzie dobrze - uspokajałam samą siebie, nie wierząc w słowa, które padły z moich ust. Nie wierzyłam w to. Zwyczajnie, ja znałam prawdę. Będzie tylko gorzej. A wydawałoby się, że gorzej być nie może.
*Leon*
To właśnie w takich momentach, zdajesz sobie sprawę z tego, jak wielkie szczęście masz, kiedy trzymasz kogoś w ramionach i spokojnie możesz powiedzieć, że trzymasz w nich cały swój świat. Ja właśnie tak czułem się, gdy trzymałem w nich Estrelle. Jeszcze wczoraj powiedziałem jej "Śpij. Masz jeszcze jutro, masz jeszcze całe życie, żeby się martwić." Gdybym tylko wiedział, że kartka, która leżała teraz na stole, może tak zniszczyć nas, nigdy nie robiłbym jej nadziei. Bo kto mógł się spodziewać, że coś takiego się zdarzy? A najgorsze jest to, że nikomu nie mogę powiedzieć. Oni nie wiedzą, nie znają jej. A ona tak szybko może odejść.
-Jesteś dla mnie całym światem, całym życiem, które zakończy się, gdy ty odejdziesz - powiedziałem, mocząc jej włosy łzami, gdy przytulałem się do niej. Niby zwykły gest, ale to mógł być ostatni taki. Póki ona jeszcze tu jest, daje mi siłę, ale gdy odejdzie... Nawet Violetta nie mogła mi już pomóc.
-Spokojnie, wszystko się uda, nie ma innej opcji - rzekła Ludmiła, która głaskała mnie po plecach.
-Tak, Ludmiła ma rację, nigdy nie odejdę - powiedziała Estrella i spojrzała na mnie z bólem w oczach. Jednak mimo tego wszystkiego uśmiechnęła się - Jesteście dla mnie zbyt ważni, a ja... - urwała na chwilę - Będę walczyć.
*Jade*
-Ale ten plan jest genialny! - krzyknął Mati kiedy wchodził do pokoju, sfrustrowany moim zachowaniem.
-Wiem przecież, w końcu jest mój - zawołałam, nie dowierzając w to, co zaraz mam zamiar powiedzieć - Ale jednak Violetta i Angie...
-No co? Czy to nie ty powiedziałaś, że zrujnowały związek twój i Germana? Czy to nie ty walczyłaś z nimi o jego zainteresowanie? A teraz chcesz się tak po prostu wycofać? - powoli przeanalizowałam słowa brata i westchnęłam ociężale, jednak przyznałam mu rację.
-Za wygraną? - spytał podając mi rękę.
-Za wygraną.
*Natalia*
-Nie uważasz, że ciągle tkwimy w miejscu? - zapytałam Camille, z którą siedziałam na kanapie. Jako jedyne o godzinie dziewiątej dwadzieścia, byłyśmy, najwyraźniej, gotowe wstać, zejść na dół, przy okazji nie potykając się o własne nogi i nie spadając ze schodów. No przynajmniej miedzianowłosa, bo ja w tej chwili przykładałam sobie do głowy woreczek z lodem. Kto by pomyślał, że schody mogą być tak niebezpieczne?
-Nie tyle co tkwimy w miejscu, ale czas leci za szybko - powiedziała i przeczesała ręką swoje długie, rude włosy. Obie westchnęłyśmy.
-Dobra, idę się przebrać - wstałam z kanapy.
-Jasne - uśmiechnęła się niemrawo - Słuchaj, dziś idę z mamą na spotkanie, jest bardzo ważne, pomóż mi się ubrać, muszę dobrze wypaść.
-Chodź - złapałam ją za rękę i zaprowadziłam do pokoju Fran - Najpierw się przebierzemy, a później pójdziemy do ciebie, albo na zakupy, jak tam wolisz, ok?
Dziewczyna uśmiechnęła się w podziękowaniu, a to było wystarczającą odpowiedzią. Jako, że miałyśmy już przygotowane ubrania poszłyśmy się po kolei przebrać, i wyszłyśmy z domu, zostawiając dziewczynom karteczkę na lodówce.
*Camilla*
To, to musi się udać. Te spotkanie, idealne ciuchy, ten plan, to musi się udać. Zainwestowałam w to cały swój czas, wszelkie starania, nie mogą teraz pójść na marne. Za dużo wysiłku. Za dużo nieprzespanych nocy. Tak, to plan idealny. W mojej głowie wiąż układałam go całego, tak, aby każdy sekunda była idealnie zaplanowana. Sama nie wiem dlaczego, aż tak mi zależy. Przecież mogłabym wszystko zostawić w spokoju, może problem sam by się rozwiązał. Mama zawsze mi mówiła, abym nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, a teraz... To wydaje mi się najodpowiedniejszym rozwiązaniem, dlatego ten jeden raz nie mogę posłuchać mamy.
Nawet nie zauważyła, gdy razem z czarnowłosą byłam pod moim domem. Powoli zaczęłyśmy przeszukiwać moją szafę, by wybrać coś na spotkanie. Spotkanie, od którego zależy moja przyszłość w Buenos Aires.
*German*
Normalnie każdy rodzic z córką w wieku 17 lat dał by jej wolność, cieszył się, że ma przyjaciół, chłopaka, że jest szczęśliwa, i mimo, że ja również jej na to pozwalam, czasem zastanawiam się czy nie powinienem wrócić do poprzedniego trybu życia, jednak zawsze odganiam od siebie te myśli. Za bardzo zależy mi na szczęściu Violetty, a dobrze wiem, że jej matka nigdy by nie robiła takich rzeczy jak ja, nie popełniała by tych błędów. Maria była matką idealną, i starała się również mnie wpajać tą wiedzę, jednak chyba nigdy nie dorównam jej. Jednak zawsze warto się starać. Bo choćby nie wiadomo jak ciemno było, ktoś zawsze daje ci światło.
-Dziękujemy za wybranie naszych linii lotniczych. Do widzenia! - usłyszałem stewardesse i zacząłem powoli zbierać się, by wreszcie opuścić ten samolot, którym jak na złość musiałem lecieć ponad 5 godzin, w taki upał. Ale było warto. Bo znów jestem w domu.
*Marco*
-Tak, tak - powiedziałem obojętnie w stronę mojej mamy, która z niewiadomych powodów zaczęła na mnie krzyczeć i stawiać jakieś fochy.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - spytała i wyrwała mi telefon z ręki.
-Co ty robisz?
-Jak to co? Wlewałam ci jeszcze trochę rozumu do tej głowy. Chcesz skończyć jak twój brat? - pokazała na blondyna ze słuchawkami na uszach i laptopem przed sobą. Po tym jak rzuciła go dziewczyna, całkiem stracił rozum i zdziwaczał.
-Ej! To nie jego wina, że Sara go rzuciła. - stanąłem w obronie brata, sam nie wiedząc jeszcze w co się pakuje.
Matka zrezygnowana opadła na łóżko i głośno westchnęła.
-Zrozum, ja po prostu nie chcę, żebyś sobie zmarnował życie.
-Nie zmarnuje.
Kobieta cicho się zaśmiała.
-Dwadzieścia lat temu też tak mówiłam, i sam widzisz do czego to doprowadziło - cicho załkała. Ojciec zostawił nas, gdy miałem trzynaście lat, a mój brat dziesięć. Zostawił dla dziewczyny o która wyglądała jakby dopiero co skończyła studia, ale każdy wie, że jest na to za głupia - synu, proszę cię tylko o jedno. Nie popełniaj tego samego błędu.
-Nie popełnię - przyrzekłem matce. I słowa zamierzam dotrzymać.
_________________________________
Witam po trzy miesięcznej przerwie, z takim oto czymś co widnieje na górze. Takie to jakieś krótkie, i się w ogóle kupy nie trzyma. Nie wiem w ogóle czemu jeszcze mnie nie znaleźliście i nie powiesiliście. Serio, jak chcecie to zrobię to za was.
Ten rozdział dedykuje wszystkim nowym czytelnikom, i również tym, którzy skomentowali mojego drugiego bloga.
Chciałabym wam wszystkim również podziękować za wszystkie komentarze, wyświetlenia, nominacje, i obserwatorów. To wiele dla mnie znaczy. Obiecałam sobie, że dziś wstawię rozdział i jest.
Jak tam w szkole po świętach? U mnie spoko, ale zadanie z Francuskiego mnie wykończyło, choć jeszcze go nawet nie zrobiłam. Życzę miłej szkoły, i byście doczekali się weekendu. Buziaczki :*******
Jak tam w szkole po świętach? U mnie spoko, ale zadanie z Francuskiego mnie wykończyło, choć jeszcze go nawet nie zrobiłam. Życzę miłej szkoły, i byście doczekali się weekendu. Buziaczki :*******