wtorek, 29 października 2013

Rozdział 26:Otwórz swoje serce

*Violetta*
 Czas się zbierać. Na zegarku wybiła 20, a ja jeszcze siedzę w pokoju i piszę w pamiętniku.
Powoli wstałam, schowałam piżamę i zeszłam na dół. Wcześniej poprosiłam Olgę o zrobieniu ciasteczek, więc jestem pewna, że są już gotowe.
Weszłam do kuchni, ale nikogo tam nie zastałam. Poczułam ciepło, które uderzało w moją szyję i ramiona i odwróciłam się w stronę gorącego piekarnika. Uchyliłam go lekko i zaczęłam wdychać zapach czekoladowych ciasteczek. Następnie wzięłam do ręki ściereczkę i wyciągnęłam gorącą tace z ciastkami, którą ułożyłam na blacie. W tym momencie do kuchni wszedł Ramallo, i Angie, którzy wzięli sobie po jednym ciastku.
-Ej, nie zjedzcie mi wszystkich. To dla dziewczyn - wyjaśniłam, zabierając z lodówki sok winogronowy.
Poszłam do łazienki i zmyłam cały mój makijaż, żeby nie musieć tego robić u Francesci. Następnie spojrzałam na telefon, który wskazywał, że jestem już spóźniona. Szybko zbiegłam po schodach, zgarnęłam z kanapy torebkę, do której wsadziłam telefon, słuchawki i sok, oraz wzięłam spakowana wcześniej torbę, z potrzebnymi rzeczami. Następnie opuściłam mieszkanie, żegnając się z Ramallo i ciocią.
Już po chwili byłam przy parku, który prowadził do Studio. Cały czas czułam na sobie czyjś wzrok, ale gdy się odwracałam, nikogo tam nie było, jednak zawsze za jakimś drzewem, lub latarnią widziałam czarna postać. "To tylko przywidzenia", karciłam samą siebie. Ale nie zdawały się to być przywidzenia. Gdy doszłam do domu przyjaciółki, szybko zapukałam w mahoniowe drzwi i obróciłam się w przeciwną stronę, patrząc, czy aby na pewno, nikogo tam nie ma. Nie było.
Drzwi się otworzyły...

*Francesca*
Usłyszałam pukanie do drzwi. Zakryłam się szlafrokiem, by nikt nie zauważył braku gipsu i podeszłam do drzwi. Stała w nich przestraszono Viola, obrócona tyłem do mnie. Puknęłam ją lekko w ramię, a ona  podskoczyła ze strachu. Odwróciła się do mnie i ręką przywarła do swojej klatki piersiowej, drugą zaś o framugę drzwi.
-Francesca! - zawołała - Chcesz żebym na zawał zeszła? - podeszła i mnie przytuliła - A tak w ogóle, to cześć.
-Tak, cześć - powiedziałam i zamknęłam drzwi.
-Yyy... po co ci szlafrok? - wskazała na okrycie.
-Zaraz się przekonasz. Chodź - pociągnęłam ją na górę, do mojego pokoju. Czekałyśmy, aż reszta dziewczyn przyjdzie, a gdy już wszystkie były, wstałam i zaczęłam:
-Dziewczyny - zaczęłam poważnie - Mam dwie wiadomości. Obie raczej dobre. Pierwsza: to Marcela - wskazałam na blondynkę - Była moją "sąsiadką" - tu zrobiłam cudzysłów palcami w powietrzu - z sali, gdy byłam w szpitalu - wszystkie dziewczyny podeszły do blondwłosej dziewczyny i zaczęły ściskać jej dłoń, oprócz Violetty, która przytuliła ją.

-A druga? - dopytała rudowłosa.
-Druga jest taka - zdjęłam szlafrok, a dziewczyny spojrzały na mnie zaskoczone - Dzisiaj mi go zdjęli. I jak? Niespodzianka się udała?
-Tak - powiedziała Natalia.
-Nawet bardzo - dodała Lu.
-Ale czemu nam nie powiedziałaś? - zapytała Vilu.
-Nie byłoby niespodzianki - uśmiechnęłam się szeroko. Dopiero teraz spostrzegłam, że jest z nami Lena.
-Dobra, to co? Przebieramy się? - zapytała Delgado. Pokiwałam głową.
-Najpierw Ludmiła, później Nata, Marcela, Viola, Cami, Lena, ja na końcu, ok? - zapytałam. Dziewczyny pokiwała twierdząco głowami, a Ludmiła weszła do łazienki. Chciałam uniknąć sporów, dotyczących kolejności przebierania się.
Usiadłam na łóżku i czekałam, aż wszystkie dziewczyny będą gotowe.


*Ludmiła*
 Ubrana w różowe spodenki i czarną bokserkę, opuściłam niebieskie pomieszczenie. Poszłam do kuchni, gdyż chciałam ugasić pragnienie. Cały czas się zastanawiałam, nad tym, co ukrywają moje przyjaciółki. Natalia jest bardzo cicha, Viola wiecznie przestraszona, Cam smutna, a Francesca dziwnie szczęśliwa. Lena jest taka jak zawsze, a ta nowo poznana dziewczyna - Marcela, wydaje się być całkiem miła. I chyba jeszcze ja nic nie ukrywam. Chyba... Przed przyjaciółkami nie mam tajemnic, ale przed sobą najwyraźniej tak. Czy życie musi być takie skomplikowane? Człowiekowi może się wydawać, że mam wszystko. Jeśli tak myśli, to jest w błędzie. Co z tego, że mam pieniądze, skoro one szczęścia nie dają. Ojciec myśli, że mnie nimi przekupi. Że skoro nie ma go wiecznie w domu, to tą miłość kupi, jak auto, czy ubrania. Drogimi butami, markowymi ciuchami, czy nowymi torebkami, z najnowszych kolekcji. Matce się wydaje, że załatwiając mi własną pomoc, zadowoli mnie na tyle, że nie będę jej już potrzebować. Czasami zastanawiam się, czy oni w ogóle mnie kochają. Ich słowa nic nie znaczą, szczególnie, że nigdy ich nie wypowiadają.
Gdyby choć trochę się postarali. Czy tak trudno wypowiedzieć te dwa, proste słowa? Ja już sobie odpuściłam, ja już nigdy nie pokocham ich tak, jak kiedyś. Ja już nigdy, nikogo nie pokocham, pomyślałam upijając łyk wody. W tym momencie do kuchni weszła Lena.
-Cześć - powiedziała.
-Cześć - odpowiedziałam słabo. Nie miałam ochoty na rozmowy, ale z drugiej strony chciałam porozmawiać właśnie z Leną. Ona jedyna jest taka, jak kiedyś.
-Coś się stało? - spytała zatroskana.
-Nie - skłamałam - Powiedz, zauważyłaś coś dziwnego w zachowaniu Naty? - zapytałam z nadzieją w głosie.
-Nie - posmutniałam, miałam nadzieję, że chociaż ona wie coś, bo Naty to jej siostra - Chociaż... Ostatnio jest strasznie rozkojarzona. Z resztą jest tak samo. Violetta jest inna. Strasznie przestraszona, tak mi się przynajmniej wydaje. Jakby się czegoś bała - uśmiechnęłam się na słowa Delgado.
-Tak, tak - wykrzyknęłam - Czyli nie tylko ja to zauważyłam - wyszeptałam.

-Nie, nie tylko ty - zapewniła Helena. Czyli mnie usłyszała.
-Dobra, chodź na górę, co? - zaproponowałam, i poszłyśmy po drewnianych schodkach do pokoju Brunetki.


W tym samym czasie
*Natalia*
Wyjęłam z torby piżamę moją i Leny. Weszłam do pomieszczenia, na końcu korytarza. Nie chciałam zajmować "kolejki", więc szybko przebrałam się w mój nocny strój i wyszłam z łazienki. Gdy przechodziłam obok schodów, usłyszałam śmiech mojej siostry, a gdy się obróciłam, ujrzałam obok niej dziewczynę, o bladej, porcelanowej cerze. Cieszę się, że się dogadują, bo kiedyś się nienawidziły. Okazywały to na każdym kroku.




-Uważaj jak chodzisz! - krzyknęła jasnowłosa dziewczyna, w różowej sukience i szpilkach, patrząc na drobną dziewczynę, o włosach koloru ciemnego blondu, która w ręce trzymała kamerę.
-O, popatrzcie - powiedziała do kamery - Oto typowy przykład wielkiej gwiazdy, szkolnej divy - pokazała w kamerze twarz Ludmiły - A to - przekierowała kamerę na swoją siostrę - Jej przyjaciółka - pokazała swoją twarz - Moja siostra - dziewczyna z lokami patrzyła ze wściekłością w oczach, na swoją siostrę - I tak właśnie wyglądają szkolne grupy - powiedziała odchodząc - Jak sami widzieliście, są tancerze - pokazała na grupkę osób, tańczących na środku korytarza - Śpiewacy - przystanęła przy sali, w której trójka chłopców śpiewała swoją piosenkę - Szkolne divy - pokazała na Lud, która czesała swoje włosy - Ale jest pewna grupa, która jest najpiękniejsza z tych wszystkich. Tych ludzi łączy muzyka, oraz coś, czego niektórym ludziom brakuję - przyjaźń - pokazała na Violettę, stojącą obok niej brunetkę - Francescę, i rudą, inaczej Camillę. Był z nimi jeszcze szatyn, który nazywał się Leon, Maxi, i Heredia, Tomas Heredia. Cała szóstka śpiewała i tańczyła, bawiła się najlepiej jak potrafiła. Takim ludziom można tylko pozazdrościć - I to już koniec. Jeśli chcecie się o coś zapytać, to śmiało walcie, a jeśli zechcielibyście, by któryś z uczniów Studio udzielił mi wywiadu, napiszcie, i oglądajcie następne video filmiki. Na żywo dla was Lena Delgado, prosto ze Studio21.


To wspomnienie wróciło do mnie, gdy moja siostra spytała się, o co chodzi.
-Nie nic - odpowiedziałam, wracając do pokoju dziewczyn.
-Na pewno? - spytała Lud.
-Na pewno - zapewniłam je i weszłyśmy do pokoju, gdzie wszystkie dziewczyny były już przebrane.


*Francesca*
-Dziewczyny - zaczęłam - Muszę wam coś powiedzieć, i sądzę, że każda z was też chcę. Dziś nie ma już tajemnic - zakończyłam i usiadła na łóżku obok Hiszpanki i jej siostry.
-Może ja zacznę - odezwała się Camilla - Może to zabrzmieć śmiesznie, bo wiem o tym od dobrego tygodnia, ale nie chciałam was tym martwić. Tak właściwie to ta wiadomość nie dotyczy bezpośrednio mnie. No dobra, to jest... Broduey wyjeżdża. Okazało się, że musi wrócić do Brazylii. To nie koniec. Mama powiedziała, że myślała o tym, bo kiedyś jej o tym mówiłam, i poszukała tam pracy. Przyjęli ją. Chce wyjechać do Brazylii, a dobrze wiemy, że nie będę mogła zostać sama w Argentynie. Ja też prawdopodobnie wyjeżdżam. To jeszcze nic pewnego, bo za tydzień przyjeżdża moja ciocia, i być może zamieszka ze mną. Mama mogłaby zrezygnować, ale jak się okazało, ma tam dwa razy większą pensję - powiedziała, prawie na jednym wdechu.
-Na...na prawdę? - wydukałam.
-Niestety - westchnęła - Ale dziś mamy się bawić, więc zapomnijmy o tym. Następna Lena.
-Ja? Ale ja nie mam nic do ukrycia, wszystko wiecie - skwitowała.
-Dobrze. To ja wam coś powiem - przerwałam ciszę - Chyba wicie kiedy wyszłam ze szpitala? Dokładnie trzy dni temu. Nie będę wam objaśniać całej sytuacji, w jakiej to zajście miało miejsce, ale powiem po prostu. Spotkałam chłopaka. Trochę dziwne, bo spodobał mi się, nie znam go, i już pewnie nigdy nie spotkam, a jestem szczęśliwa.
-A więc to o to chodziło! - Violetta przypomniała sobie dzisiejszy poranek, gdy to do niej przyszłam.
-Ale co, o co? - spytał zdezorientowany rudzielec.
-Nieważne - odparłem razem z Violettą, na co reszta wybuchnęła śmiechem, a po chwili i my do nich dołączyłyśmy.


*Camilla*
Kiedy powiedziałam im, o moim wyjeździe, strasznie mi ulżyło, a ciężki kamień, którego nosiłam od kilku dni, spadł mi z serca, jak gdyby nigdy go nie było. Mam tylko nadzieję, że Broduey powie chłopcom, o swoim, i przy okazji też moim wyjeździe. Drugi raz nie dam rady tego powtórzyć. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Ludmiły.
-Ja też nie mam tajemnic - ale za to każda inna je ma, pomyślałam, bawiąc się telefonem.
-Boję się - powiedziała nagle Violetta - Od pamiętnego wieczoru na polanie, ciągle mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Że stoi pod moim oknem i obserwuje każdy mój ruch, gdy idę na randkę z Leonem, gdy wychodzę ze Studia, wszędzie. Wiem, że to może się wydawać irracjonalne, ale on wie gdzie mieszkam, i zna mój numer. Nie wiem, kto mu to powiedział, ale nie wróży to dobrze. Był już pod moim domem, napisał sms, dziewczyny, ja już nie wiem co mam robić - wyjaśniła - Boję się.

Dwa słowa, a mówią tak wiele. Boi się. Strach to nic dziwnego, wręcz przeciwnie. Jeśli się boisz to znaczy, że masz uczucia, jak każdego człowieka, coś i Ciebie przeraża. Jedni boją się pająków, drudzy ciemności. Z tym, że obawy Violi były o wiele poważniejsze.
-Violetta - odezwała się Hiszpanka, kładąc jej dłoń na kolanie - Strach to nic złego, każdy się czegoś boi, ale każdy też stara się go przezwyciężyć. Ty też spróbuj, a obiecuję Ci, że wszystko się rozwiążę.
Jejciu, to najpiękniejsze słowa jakie słyszałam, naprawdę. Naty miała rację, każdy się czegoś boi. Ja się boję porażki, ona sceny, Francesca samotności, Lena życia bez muzyki, a Ludmiła? Ona się niczego nie boi. Tak przynajmniej utrzymuję. Ale ja wiem, że to nie prawda. Ona boi się stracić bliskie jej osoby. Boi się stracić rodziców.


*Natalia*
To ta chwila.  Ta, w której wszystko powiem. Ja...muszę.
Poprosiłam blondynkę na stronę i udałam się z nią do salonu. Usiadłam na czarnej kanapie i zastanawiałam się, jak zacząć rozmowę.
-Lu.. Ja muszę ci cos powiedzieć - i stało się. Opowiedziałam jej, wszystko. O Maxim.
-Ale... Ale dlaczego nic nie powiedziałaś wcześniej?
-Nie było Cię. Później zwyczajnie zapomniałam. Albo nie. Nie miałam odwagi.
Dziewczyna nic nie powiedziała, przytuliła mnie. I tym jednym gestem wywołała uśmiech na mojej twarzy.




I tak mijała sekunda za sekundą, minuta za minutą. Wszystkie dziewczyny rozmawiały i śmiały się. Korzystały ze swojej obecności najlepiej, jak tylko potrafiły.
Gdyby tylko wiedziały, że ktoś je obserwuje...

______________________
I takim oto zdaniem kończę dzisiejszy rozdział.
Mrocznie? Dziwnie?
Oto cała ja i moje "przecudowne" opowiadanko.
Dzień wcześniej - wiem. Ale przed chwilą skończyłam pisać, a tak to by zalegało w dokumentach. Później się będzie pisać kolejny, tak myślę, że około 3 zacznę pisać nowy rozdział. w weekend.
Muszę zacząć pisać, a raczej kończyć rozdział na bloga numeros dwa, bo mam tylko dwa dni. Obiecałam sobie, że dodam go akurat w hallowen. Niemniej jednak, rozdział nie będzie miał z nim nic wspólnego.
Niestety, nic na nim praktycznie nie ma. Tylko powitanie, wstęp i zakładka "Postacie". Jednak w czwartek, tak gdzieś pod wieczór, zajrzyjcie, jeśli chcecie i przeczytajcie prolog. To na tyle w tej sprawie.
A ten, czy podobał się? Naprawdę się starałam, a uwierzcie, nie miałam dziś łatwego dnia.
Na W-F'ie musiałam biegać godzinę, za piłką, grając w hokeja, w bluzce z krótkim rękawkiem, a uwierzcie, ciepło to na dworze nie było.
Później na zajęciach z teatru, musiałam odegrać śmieszną scenkę, oczywiście pomińmy fakt, że nic nie zrozumiałam, i nic nie przygotowałam. Oczywiście upiekło mi się i będę ją przedstawiać we czwartek.
Na koniec Francuzki. Musieliśmy, na komputerach, na internecie, znaleźć odpowiedzi na pewne pytania, ale strona była oczywiście po Francuzku! Bo jakże by inaczej!
Reszta lekcji upłynęła miło, ale te trzy mnie zdołowały. Ale wzięłam się w garść i napisałam takie oto coś.
Mam nadzieje, że was zadowoliłam.
I, że odwiesiłam bloga, że z tego też się cieszycie.
O, i jeszcze jedna sprawa. Komentarze.
Dobrze wiem, że nie wszyscy komentują, bo w ankiecie są 72 "taki", za które bardzo dziękuję. Wiem, że około 50 osób to czyta, a reszta kliknęła od niechcenia. Znaczy, ja tylko tak przypuszczam. Więc gdzie te komentzrze?! Powinnam się spodziewać co najmniej 10, a ile zastaje? Trzy. Czasem więcej, ale głównie trzy. A dziewczyny, które je piszą, pokazują, że stać je na 2 minuty uwagi w moją stronę Z tego miejsca, pragnę pozdrowić Karolinę Nowak, kornelie80, oraz Pycie;*.
 Dziewczyny, to dzięki wam codziennie budzę się z uśmiechem na twarzy, i dlatego to Wam dedykuję ten rozdział.
Kocham was.
Buziaki :***
 

czwartek, 24 października 2013

Information

Hej :)
Wróciłam! Cieszycie się, prawda?
Dobra, do rzeczy. Rozdział by już był pewnie napisany i może też dodany, gdyby nie pewne komplikacje. Mianowicie, mój kochany monitorek. Zepsuł się. Żeby nie było, teraz mam nowy i już wszystko gra, ale rozdział pewnie będzie troszkę później. Tak myślałam, że pod
koniec tygodnia, ale zmieniłam zdanie i dodam go 30 października, bo 31 chcę dodać prolog na drugiego bloga. Obiecuję, że będzie długi, ale nie obiecuję, że bardzo. Jak na razie mam nowego rozdziału napisane jedno zdanie. Jak na mnie to dużo. No, dobra to już tyle.

Teraz na piszę trochę o drugim sezonie Violetty. Nie mam w tej chwili kablówki, bo jest zepsuta, więc oglądam na kompie, i wam trochę streszczę, moją opinię.


Może pierw opiszę trochę nowe i stare postacie.

Marco - słoooooodki. Ale nie podoba mi się jego dubbing. Ani trochę nie umywa się do uroczego oryginału. W ogóle, to jakoś inaczej sobie wyobrażałam spotkanie Marcesci, ale tak też jest super.

Diego - jego dubbing jest o wiele lepszy, niż ten Marco, ale również tutaj oryginał lepszy. Brakuje tej chrypki. Już na początku, zaczął denerwować połowę obsady, za co ma wielki +. Nawet nie wiem czemu, ale strasznie go lubię. Może nawet bardziej niż Leona, ale do niego przejdziemy później.

DJ - no, nie wyobrażałam sobie, że tak będzie wyglądał jego początek w "Violetta". I, że tak zachowa sie Camilla. Ale ja nie o niej. Dobra co do polskiego głosu - ujdzie, ale mógł być lepszy. Chociaż nie jest taki zły, już się przyzwyczaiłam. Ogólnie, polubiłam tą postać.

Lara - wiem, o niej były może dwa zdania, bo się tylko pojawiła w pierwszym odcinku, ale dubbing mi się podoba. I, że Andres ją podrywał - nieźle. Już od początku widać, że jest ostra. Nie no, innego słowa nie umiem znaleźć. Po prostu, jest zajebista.



Jackie - dubbing jest genialny. Idealnie dopasowany. A rola wprost cudowna. Taka pół zła, pół dobra. I zakochany Beto. I to jak walczy z Angie, o Pablo. Nie, po prostu brak mi słów.

Broduey - matko, jak on mnie wkurza. Po pierwsze, co on ma do DJ? Na początku przecież, tylko doszedł do Studio, ale jak zamienił z Cami dwa słówka, to od razu znienawidzony przez Brodueya. Ten gościu (Brod) tak mnie wkurza. Gdybym mogła to bym mu... Napisałabym, ale staram się opanować złość. Nie znoszę go.


Leon - jak zwykle, uroczy. Ale to tylko chwilowe zauroczenie jego osobą, bo jak zacznie ranić Larę i stawać się męską wersją Violci, to mu łeb wysadzę.

Naxi - jak zwykle, uroczeeeeeeee, mega urocze. Te wszystkie spojrzenia, i w ogóle, te porady typu "Co robić? Podoba mi się". Ale
najlepsze w tym wszystkim jest to, że będą razem.

Na koniec dodam, że w żaden sposób nie chciałam urazić fanów osób, które powyżej obraziłam.

Dobra, dalej się nie będę rozpisywać, ale gdybym mogła, to bym wam litanię całą tutaj wygłosiła.
Do zobaczenia przy rozdziale.
Buziaki :*****













sobota, 12 października 2013

Odwieszam...? + Nowy bloguś

Cześć misiaczki wy moje.
No więc tak, po pierwsze, założyłam nowego bloga. Nie, nie jest on o Violetcie, Naxi, Marcesce, jednym słowem, nie jest on związany z Violettą, ani z żadnym innym serialem, czy zespołem.
Jest o.. No właśnie, nic wam nie powiem. Tego to się dowiecie, czytając go, i zaglądając na niego, jeśli oczywiście chcecie.
Oto on - http://ostatnia-szansa-czeka.blogspot.co.uk/
Jak na razie jest tylko wstęp, ale w weekend powinien pojawić pojawić się prolog.
Druga sprawa jest taka, że chyba odwieszam bloga. No wiecie chyba o co chodzi.
Skoro założyłam nowego, to nie fair by było, gdybym pisała na tamtym, a tego olała.
No i wreszcie chodzę do szkoły, z czego ciesze się, ale w połowie, bo posty będą rzadziej.
Ale spoko jest. Szkołę zaczynam o 8:30, także o 8 jadę tam, a w domu jestem koło 15.
Zadania mamy gdzieś raz w tygodniu, dlatego mogę sobie wejść na kompa i napisać coś, po szkole.
Rozdziały będą co 1-2 tygodni, mam nadzieję, że przez to ten blog wam się nie znudzi.
A po trzecie, mam takie pytanko. Jak się robi tak, żeby blog był tylko dla zaproszonych użytkowników? Wie ktoś?
Bo skoro niektórzy z was to czytają, a nie komentują, to ja się prosić nie będę.
Wiem, wiem wredna jestem i to strasznie, ale możecie se tam gadać co chcecie, mnie to nie rusza.
Jak nie będziecie czytać, to trudno. Ja też rzadko komentuję, ale zawsze się jednak staram, i nie mam na to czasu. Mamy szkołę i każdy z was to wie, a jeśli nie przeczytam czegoś, to później muszę nadrabiać, i wychodzi na to że komentuję 5 rozdziałów później.
Naprawdę, napisanie szczerej opinii zajmuję minutkę, czy dwie, ale wam się oczywiście nie chcę.
Dobra, nie przynudzam, nie obrażam.
Paa<33
Buźki:************

wtorek, 8 października 2013

Rozdział 25:Ćwiczenia i przygotowania

*Francesca*
Ostatnio coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że niczego nie wiem i nic mi się nie udaję. Typowy pechowiec, gorzej niż Maxi i jego podboje. Jak się tak zastanowić, to na serio mam gorzej niż wszyscy. No bo prawie każdy ma partnera.
Violetta i Leon, są razem ponad pół roku, Camilla i Broduey też, właściwie, to był mój kolejny nieudany "podryw", kiedyś też Broduey mi się podobał. Naty.. No cóż, ona jest sama, ale podoba jej się Maxi, sądzę, że ona mu też, więc pewnie za niedługo będą parą. Ludmiła, też nie ma nikogo, ale jest jeszcze Tomas, a poza tym, ona może mieć połowę szkoły, nie równa się z żadną inną dziewczyną. Lena, ona jest o rok młodsza od nas, ale do niej się nie mam co przyczepić, bo dla niej ważna jest teraz muzyka. Właściwie, dla mnie muzyka też jest ważna. Co ja gadam?! Muzyka to całe moje życie. Nawet nie chcę wiedzieć co by się stało, gdybym została we Włoszech, nigdy nie poznała Camilli i Maxiego, Violetty i Braco, Leon i Ludmiły, i jeszcze kilku innych bardziej, lub też mniej przyjemnych ludzi. Gdybym nie trafiła do Studia21. Naprawdę, to teraz jest taki moment, kiedy jestem wdzięczna losowi. I Mirandzie. Dzięki niej tu zostałam.
-Cześć - przywitał mnie jakiś znajomy głos. Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję już pod domem Andresa, a chłopak czeka na mnie przed budynkiem.
-Hej - powiedziałam i dałam mu całusa w policzek, po czym weszłam do dużego salonu, którego ściany były pomalowane na czerwono. To właśnie tam, w jego koncie był widoczny duży fortepian, a zaraz obok elektryczna gitara. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy omawiać piosenkę.
-To może ty zaśpiewasz to - pokazałam palcem na tekst - A to ja. Później razem refren... - zaproponowałam. Chłopak przytaknął.
 
-No to chodź, zaśpiewajmy to, a resztę później. Najpierw musimy zobaczyć jak to wyjdzie - wstałam z kanapy i podeszłam do radyjka na płyty, do którego włożony był dysk z kilkoma piosenkami. Pod numerem 3 zobaczyłam Junto a ti, i przewinęłam do początku. Muzyka się zaczęła, i po chwili słyszałam już głos przyjaciela.

Hoy contigo estoy mejor, si todo sale mal
Lo puedo encaminar y estar mejor
Me puedes escuchar y decir no, no, no  
Po chwili i ja zaczęłam swoją część.


Hoy se lo que debo hacer y nunca más
Regresara el dolor, oh oh oh oh
Si no lo puedo ver, enséñame
 





Gdy dobiegał refren, na wyświetlaczu telefonu, który leżał na stoliku obok, zobaczyłam,że ktoś dzwoni. Zignorowałam to jednak, i razem z Andresem zaczęłam śpiewać refren.
Pienso que las cosas suceden
Y el porqué solo está en mi mente
Siento que sola no lo puedo ver hoy, hoy, hoy…
Ahora se, todo es diferente,
Veo que nada nos detiene
Yo lo sé, mi mejor amiga eres tú


Chłopak podszedł do odtwarzacza i wyłączył grającą melodię.
-I jak? - spytał.
-Było świetnie. Na razie nie jest jeszcze idealnie, i musimy też przećwiczyć resztę piosenki, ale jak na razie było dobrze - powiedziałam, po czym wzięłam do ręki telefon. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Mój kolega poszedł otworzyć, a do pomieszczenia weszła, nieznana mi blondynka.

-Dobra, to ja spadam i nie przeszkadzam - powiedziałam, i wyszłam z jego domu, machając mu i jego koleżance. Zamknęłam drzwi i uśmiechnęłam się do siebie. Nagle usłyszałam Veo Veo, co oznaczało, że ktoś do mnie dzwoni. Po chwili namysłu odebrałam. To co usłyszałam, bardzo mnie zdziwiło.

*******

Niewysoka szatynka siedziała w swoim pokoju i rozmyślała nad zachowaniem jej przyjaciółki. Nie potrafiła dokładnie powiedzieć, dlaczego uważała je za dziwne. Czy dlatego, że przeprosiła, nie mając za nic przepraszać? Czy dlatego, że wyszła, nie wyjaśniając niczego? Czy może ona sama jest sobie winna? Przecież to ona powiedziała przyjaciółce, że nie chcę być szczęśliwa. Takie słowa z ust przyjaciółki, mogą naprawdę zaboleć. Brązowooka wzięła słuchawki i założyła je na uszy. Zatopiła się w melodii.

Trzymaj mnie blisko i mów co do mnie czujesz
Mów, że miłość istnieje.
Miłosne wyznania, twój szept miękki i prawdziwy
Kotku, kocham Cię


Wstała i szybko wyszła z pokoju. Następnie z mieszkania. Chwilę później znalazła się na ulicy. Stanęła naprzeciwko auta, które pędziło na nią. W ostatniej chwili wycofała się. Czy zrobiła to świadomie? Owszem.
Przeszła przez ulicę. Rozejrzała się dookoła. Świeciło pustką. Dziewczyna nie mogła tego pojąć.
"Dlaczego w tak piękny dzień, wszystkich ludzi wywiało?" - spytała samą siebie. Poszła do parku i spojrzała na ławki, które były zapełnione ludźmi. Niestety, wszyscy wyglądali, jakby ktoś umarł. Nie chciała widoku smutnych ludzi. Postanowiła ożywić towarzystwo. Następnie stanęła na środku parku, obok fontanny i zaczęła śpiewać.
Jeśli nie ma nic do powiedzenia,
Ani nic do rozmawiania,
Nie trzeba tłumaczyć,


 Ludzie podnieśli wzrok na dziewczynę i zmarszczyli brwi. Ta jednak kontynuowała.

Jeżeli ochronisz wszystkie sekrety mojego życia,
I moje sny, to się dowiesz...

Jesteś jedyną piosenką,
Która zawsze opisuje,
Jak moje serce bije,
Każde słowo, każdy zapisek, który mi dajesz
Sprawia, że czuje, że jestem razem z tobą



 Na twarzach ludzi pojawił się uśmiech. Dziewczyna od razu nabrała pewności siebie. Znów zaczęła śpiewać. Ludzie wstali i zaczęli klaskać do rytmu.
Między nami jest chemia,
W każdym wersie tej piosenki,
Twój głos i mój...
W każdym akordzie, w każdym rymie
I kilka dziewczyn, podeszła do nastolatki, i również śpiewało, razem z nią.

Między nami jest chemia.
W każdym wersie tej piosenki
To jest przeznaczenie,
Jestem jaki jestem jeśli tu jesteś*

Dostała gromkie brawa.
-No, no, no - usłyszała za sobą. Dobrze znała ten głos. Nie bała się, nie teraz. Dziś jest już inną osobą. Nie wie, co to strach.
-Czego chcesz?! - warknęła, gdy się odwróciła.
-Nie tym tonem - powiedziała spokojnie postać. Nie miała za nic skrupułów, nie mówiąc już o godności.
-Mogę do Ciebie mówić, jak mi się podoba. Czego chcesz?! - spytała ponownie.
-Ja? Ależ niczego. Może tylko... - spojrzała na dziewczynę - ...dam Ci pewną radę. Robię to tylko dla Ciebie.
-A co ty możesz dla Mnie zrobić? - prychnęła ciemnooka szatynka, patrząc bez szacunku na postać przed nią.
-Radę i pewną przysługę - nastolatka spojrzała na nią zdziwiona.
-Nic od Ciebie nie chcę, a tym bardziej nie potrzebuję żadnych rad. Sama sobie potrafię poradzić!
-Nie potrafisz. Na zewnątrz zgrywasz taką pewną siebie i odważną, ale w środku to wszystko znika. Znów jest nieśmiała i bezbronna. Jak rok temu - chytry uśmiech przenikał twarz.
-Nic o mnie nie wiesz. Nic - ostatnie słowo wyszeptała. I odeszła. Owszem - była silna, zmieniła się i potrafiła obronić siebie, ale.. No właśnie. Ale. To uczucie, to ją przerastało. I nie potrafiła temu jakoś zaradzić. Bardzo chciałaby teraz mieć przy sobie matkę, ale to przecież niemożliwe. Udała się do domu, usiadła na podłodze, w pokoju swojej matki i zaczęła czytać jej pamiętnik.

Violetta rośnie i rośnie. Wiem, że kiedy dorośnie, odniesie wielki sukces. A ja będę z niej dumna.
Dziewczyna nie wytrzymała. Zaniosła się płaczem. Tak bardzo chciała spełnić obietnicę daną tacie, po śmierci mamy. "Bądź silna, twoja mama tego by chciała"
Nie mogła przestać płakać. Tak bardzo chciała, by obok niej usiadła mama. Chciałaby cofnąć czas. Jedyne co teraz może zrobić, to być szczęśliwa i nie żyć przeszłością. Obiecała.

*Francesca*
-Tak? - spytałam.
-Pani Resto, może pani szybko przyjechać do szpitala? Chodzi o panią.
-Dobrze, ale co się stało?
-Wyjaśnię na miejscu - powiedział i szybko się rozłączył. PRZEBRAŁAM SIĘ i poszłam na piechotę do szpitala. Dopiero pod szpitalem pożałowałam, że ubrałam długi rękaw. Dziś było strasznie gorąco.
-Dzień dobry. Ja do doktora Mitchela - powiedziałam do uśmiechniętej recepcjonistki.
-Obecnie jest u pacjenta, ale proszę poczekać pod salą 18.
-Dziękuje - rzuciłam i pobiegłam na drugie piętro, pod wskazaną salę. Siedziałam obgryzając paznokcie z nerwów. Bardzo się bałam, ale nie chciałam nikogo martwić, więc poszłam sama.
-O, pani Francesca - podniosłam wzrok i ujrzałam doktora. Wstałam.
-Co pan chciał, coś się stało?
-Proszę iść ze mną - powiedział i ruszyłam za nim do gabinetu. Zamknął drzwi i usiadł za biurkiem - Niech mi pani powie, jak złamała rękę.
-No więc, ja byłam na basenie i potknęłam się o czyjąś torebkę.
-Dobrze, muszę zrobić prześwietlenie - powiedział i podszedł do drzwi, by przejść do innej sali, ja poczłapałam za nim.
***
Siedziałam z powrotem w sali i czekałam aż zdejmą mi gips. Okazało się, że ręka jest zdrowa, a poprzedni lekarz wszystko wyolbrzymił. Zwolnili go, bo jego diagnozy były błędne.
-I proszę. Teraz może pani iść do domu, ale proszę uważać na rękę, może jeszcze boleć - poradził, gdy już zdjął mi gips. Podziękowałam i wyszłam ze szpitala na słońce. Usiadłam na ławce w pobliskim parku i nuciłam Junto a ti, gdy ktoś dosiadł się do mnie.
-Piękny dzień, prawda? - spytała, najprawdopodobniej dziewczyna.
-Tak, jest słońce i... - podniosłam wzrok i ujrzałam ją. Blondynkę, w różowej, zapinanej na guziki bluzce, z rękawem 3/4, czarnych szortach i mocno różowych trampkach.
Otworzyłam szerzej oczy, by zobaczyć, czy aby mi się nie przewidziało.
-Marcela - powiedziałam wreszcie i przytuliłam ją.
-Fran, Fran, Fran, co tu robisz sama? - spytała i już miałam odpowiedzieć, jednak zadała kolejne pytanie - I gdzie twój gips - uśmiechnęła się szeroko.
-Właśnie mi go zdjęli, okazało się, że ręka jest zdrowa, a siedzę tu sama, bo nie chciałam nikogo martwić, tym telefonem ze szpitala - powiedziałam na jednym wdechu i uśmiechnęłam się lekko - A jak tam u ciebie? - Marcela się zaśmiała - Co, o co chodzi? - spytałam zdezorientowana.
-Nie, nic tylko... To dziwne - oznajmiła. Znowu spojrzałam na nią zdziwiona.
-Ale co jest dziwne? Marcela, przerażasz mnie - powiedziałam i zaśmiałam się cicho. 
-Znów się spotykamy. Najpierw szpital, teraz tu. Kto by pomyślał. Ludzie mówią, że jak się kogoś spotka przypadkiem, to zawsze jest te ponowne spotkanie. No i proszę - wstała z ławki i podała mi rękę, bym również wstała. Z wielkim leniem, ale jednak, wstałam z ławki.
-Może chodź na kawę, znam świetną kawiarenkę na rogu - przez chwilę rozmyślałam nad propozycją, ale w końcu na nią przystałam. Faktycznie, po pięciu minutach, byłyśmy pod kawiarnią "Mocca", do której weszłyśmy, chichotając pod nosem. Zamówiłam karmelowe cappuccino, a Marcela dużą kawę. Dziewczyna się nie wyspała, doskonale świadczą o tym ledwie widoczne wory pod oczami, które starannie ukryła pod makijażem. Nie wyglądała, jak trzy dni temu, kiedy to była wrakiem człowieka. Teraz uśmiechała się i mówiła dźwięcznym głosem.
-Coś się stało? - spytali, gdy zauważyła, że od kilku minut się jej przyglądam.
-Nie, tylko widzisz... Coś się zmieniło - blondynka pokiwała powoli głową.
-My się zmieniłyśmy - powiedziała cicho. Tym razem to ja pokiwałam głową na "tak".
-Co się zmieniło, od naszego ostatniego spotkania? Byłaś wtedy inna.
-Nie wiem. Zerwałam z Sebastianem, zaprzyjaźniłam z rodzicami. Trzeci raz w szpitalu w ciągu misiąca, to na prawdę wyczyn, ale postanowiłam to zmienić.
Pokiwałam głową i zaczęłam pić mój napój. Przez chwilę żadna z nas się nie odzywała, ale miałam dość tej ciszy.
-Masz ochotę na małe piżama-party?
-Znaczy? - spytała i zaczęła przeglądać jakąś gazetkę.
-Z przyjaciółkami robimy dziś nocowanko, i mogłabyś przyjść.
-Nie, wiesz, nie chcę się wpraszać. Na pewno macie już wszystko ustalone i w ogóle - pokiwała przecząco głową i uśmiechnęła się niemrawo.
-Tak właściwie, to nawet im o tym pomyśle nie powiedziałam.
-A to dobre - zaśmiała się.
-Poczekaj - powiedziałam i wyszłam na zewnątrz, gdzie wyciągnęłam swój biały smartphone i wybrałam numer Violetty.
-Hej!
-Cześć.
-Słuchaj, mam pomysł. Może by tak dziś, małe piżama-party?
-Pewnie, zaraz zadzwonię do dziewczyn.
-Okey. A, i chciałam się zapytać, może przyjść Marcela? To ta ze szpitala.
-Tak, lubię ją, pozna nas wszystkie. Poza tym, to u ciebie się spotykamy, nie musisz pytać.
-Dzięki, pa.
-Paa.
Rozłączyłam się szczęśliwa i pobiegłam do środka.
-Załatwione. Idziesz ze mną - powiedziałam stanowczo i pociągnęłam ją za rękę, w stronę mojego domu.
-Ale gdzie? - spytała.
-Do mnie. Pogadamy na spokojnie, ale najpierw idziemy do ciebie, musisz wziąźć jakąś piżamę. Dziś nocujesz u mnie, z moimi koleżankami - zaczęłam opowiadać jej o nich, a nim się obejrzałam, byłyśmy pod całkiem białym domkiem. Marcela wzięła jakąś niebieską bluzkę, i białe szorty. Zapakowała to wszystko do torby, wzięła kilka kosmetyków, i ciuchy na jutro. Razem poszłyśmy do mnie.

*Camilla*
 Ćwiczyłam właśnie nową piosenkę, którą napisałam razem z Fran i Violettą "Codigo Amistad".
Nagle zadzwonił telefon. To Viola, powiedziała, że jest u Fran nocowanie i mam tam przyjść o 20,30. Wzięłam moją torebkę, i zaczęłam pakować do niej rzeczy. Żółtą bluzkę, bez rękawów, spodenki w czarno-białe paski, ciuchy na jutro, kosmetyki, lakier do paznokci, i jeszcze kilka innych bzdetów.
Postanowiłam się przejść, jeszcze zanim pójdę do Francesci. Którą my tu mamy? 17, 53. No dobra. Jak o ósmej wyjdę, będzie okey. Zaczęłam iść różnymi alejkami. Zastanawiałam się, czy powiedzieć przyjaciołom prawdę. Z jednej strony, zasługują na szczerość, ale z drugiej, nie chcę ich martwić, to jeszcze nie jest pewne. W końcu będę im musiała to powiedzieć.

 *Natalia*
 Siedziałam na podłodze i próbowałam podłączyć telefon do ładowarki, ale strasznie się psuje i muszę ją odpowiednio ustawić, żeby zaczął się ładować. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Yyy cześć - powiedziałam zakłopotana, gdy za drzwiami zobaczyłam Maxi'ego.
-Cześć, możemy pogadać?
-Jasne, wejdź - powiedziałam, jak najbardziej normalnie, ale tak na prawdę, miałam ochotę uciec.
-Mam pytanie. Co z tobą jest nie tak? Ciągle mnie unikasz, a w środę musimy mieć gotową piosenkę.
-Przepraszam, ja... - nie wiedziałam co powiedzieć - Przyjdź jutro do mnie, poćwiczymy tą piosenkę, obiecuję - przyrzekłam sobie, że tym razem nie stchórzę.
-Dobra, ja już lecę, paa - pomachał mi, a ja mu odmachałam.
-Cześć - w tej chwili zadzwonił telefon Violetty. Jest nocowanie u Francesci, i obiecałam, że zadzwonię do Ludmiły i powiem o tym Lenie. Tak jak obiecałam zadzwoniłam do Lu. W tym momencie do domu weszła Lena, a raczej wbiegła.
-Gdzie moje nuty?! Gdzie są, gdzie one są? - zaczęła szperać po wszystkich szufladach.
-Chodzi ci o to? - spytała trzymając jakąś karteczkę.
-Tak! - krzyknęła i wyrwała mi papier z rąk.
-Słuchaj Lena, bo - próbowałam jakoś powiedzieć jej o nocowaniu, ale było za głośno - Dziś jest u Fran nocowanie, idziesz?!!!
-Pewnie! - zaczęłyśmy krzyczeć na cały dom, byle by przekrzyczeć pomoc domową, która zaczęła odkurzać salon.

 
Wpakowałam do jednej torby rzeczy swoje i mojej siostry, następnie spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 18,10. Wzięłam długą kąpiel, a gdy wyszłam już i wysuszyłam włosy, była 19. Włączyłam TV i czekałam, aż będę mogła wyjść.
______
* "Entre Tu Y Yo"

No Hej!
Jest ten rozdział, jako taki.
Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Trochę długi, tak przynajmniej mi się wydaję.
Cały czas, na jaki zawieszę bloga, będę pewnie odpoczywać. Ale nie martwcie się, napiszę ze dwa-trzy dłuższe rozdziały, żebym później się nie męczyła :)

No to do zobaczenia, za ... Za ileś tam ;-)
                                     Buziaki :***
P.S: Podoba wam się nowy nagłówek? Wiem, zmieniałam go kilkadziesiąt razy, ale ten wydaje mi się odpowiedni.


piątek, 4 października 2013

To koniec. Wybaczcie.

Cześć
Przepraszam ;(
Nie, ja już tak nie potrafię. To dla mnie za wiele. Zawieszam bloga.
Kiedyś już tak chciałam zrobić, ale rozmyśliłam się.
To nie jest wasza wina. Ja po prostu, to mnie przerasta, ja już tak nie mogę.
Komputer - mam go rzadko dostępnego, wmawiam wam, że za niedługo dodam rozdział. A nie dodaje.
Później dojdzie jeszcze szkoła.
Wiecie... Jesteście dla mnie jak przyjaciele. Nie znamy się, ale jednak...
Mam pomysł na jeszcze dwa blogi, ale wiecie, najpierw muszę napisać kilka rozdziałów, żeby nie zawieść czytelników, ich brakiem, jak was...
Na pewno jeszcze tu wrócę. W weekend postaram się dać 25 rozdział, ale to na pewno nie będzie ostatni. Za bardzo zależy mi na tym blogu, by go opuścić na zawsze, ale muszę. Nie wiem kiedy wrócę. Może za tydzień miesiąc, albo pół roku. Wiem, że mówicie, że to nic, ale ja tak nie mogę, już nie. Nie zamykam go, zawieszam. Bo jeszcze tu wrócę. Dla was.



 
Szara, spękana ziemia, ugór jałowy,
Poszarpany pustymi wyschłych wód koryty.
W górze chmur brudna płachta skłon zasnuła cały,
Mglisty przestwór w znużeniu chory sen spowity,
Pustka równa, ni drzewa, wzgórza ani skały,
Oko nie może lecieć w górę, w dumne szczyty -
Monotonia, a w dali nuda pełznie skrycie,
Wlokąc za sobą rozpacz: oto nasze życie.
—  Leopold Staff
 

 



 
 
 
 
 Przepraszam