środa, 5 marca 2014

Wszystko się kiedyś kończy

    I na zawsze. Ja już tu nie wrócę. Ja już nie potrafię. Ja już nie chcę. Nie do tego opowiadania. Ta historia, to nie jest dla mnie. Chyba prowadzenie bloga nie jest w ogóle dla mnie, na pewno nie tego. Chciałam pisać nową historię, ale po co? I dla kogo? Chcę z całego serca podziękować tym, którzy ze mną byli, tym, którzy mnie wspierali. Pragnę również podziękować tym, którzy zostawili mnie, którzy odeszli, i tym którzy nigdy nie dali znaku życia, choć tu byli. To dzięki wam, dzięki temu, że straciłam wiarę, odchodzę. Ale to nie jest obelga, ja na prawdę jestem wdzięczna. Gdyby nie wy, dalej bym tkwiła na tym blogu, a ja tak na prawdę, już nie mam na niego siły. Już od dawna nie miałam. Ile to się ciągnie? Miesiąc, może dwa. Jednak teraz widzę, że już nikt mnie nie czyta, czytelnicy odchodzą, a razem z czytelnikami odchodzę i ja. Jak już wspominałam - chciałabym pisać od nowa, nową historię, ale muszę wiedzieć, że ktoś to będzie czytał. Jeśli jesteś teraz na tym blogu, i kiedyś na nim już byłeś, proszę - zostaw komentarz. Czy to taki trudne? Nie musisz pisać, że kochasz ten blog. Wręcz przeciwnie - jeśli go nienawidzisz - napisz to. Będę wdzięczna. Usuwam, odchodzę, jak chcecie. Nie muszę usuwać. Ale mnie tu już nie będzie. Zero złudzeń. Żegnajcie - Na zawsze? Paa:*
 

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 29: Nowe rozwiązania

     Siostrzenica Angie Saramero. Jestem siostrzenicą Angeles Saramero - chciała wykrzyknąć szatynka.
Jestem ciocią Violetty Castillo - dumnie mogła ogłosić blondynka.
Najszczęśliwsza rodzina na świecie, właśnie ucztowała propozycję Angie i Violetty. Kontrakt z U-Mixem, trasa dookoła świata. Wyjazd do Francji, nauczanie gwiazd. Nie do odrzucenia. Więc nie mogły odrzucić. Wyjazd jutro. A przyjaciele? Są ważni, ale przecież taka szansa... Jest ważniejsza.
Światła, kamera i... Pustka. To jedyne co teraz tym dziewczynom zostało.
Ocean, most, i jeden chłopak. Skok. I śmierć. Kolejna.
Dom, ogień, pożar, i dwoje ludzi w środku. Śmierć. Kolejna.
Ciemność, strach. Krzyk i strzał. Mężczyzna. Śmierć. Kolejna.
Ponte, Torres, Castillo i Ferro. Uczcijmy minutą ciszy zmarłych...
     Niewysoka szatynka obudziła się z krzykiem, zalana potem. To nie był sen. To był koszmar. Tak jak film, jednak bez morału. Jak wiele czasu potrzebowała, by mogła zrozumieć co oznaczał? Bo każdy sen śni się nie bez powodu. Kiedy często o czymś myślimy, to coś pojawia się w naszych snach, często są to rzeczy nierealne, by w śnie mogły stać się realne i możliwe spełnienia. Czasem jednak nie chcemy by to się spełniło. A czasem to wyrocznia. Śni ci się coś, następnego dnia to dzieje się na jawie. Deja vu. Albo horror. Co oznaczał, co oznaczał? Nie wiedziała. A odpowiedź była tak blisko...




     Jak dotąd, ciemnowłosy myślał, że gdy zaprosi Fran na randkę, ta od razu się zgodzi. Przeliczył się jednak, bo dziś jest już 3 raz, gdy próbuje się z nią umówić, a dziewczyna w dalszym ciągu odmawia. Chłopakowi jednak to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, bardzo lubi wyzwania, a Francesca stanowi właśnie takiego rodzaju wyzwanie jakie lubi. A brązowooki zawsze musi mieć wszystko czego chcę, gdy jednak nie może tego posiąść będzie walczył, dopóki tego nie zdobędzie.
     Dziś obserwował ją w Studio, gdy rozmawiała z koleżankami. Chłopak musi przyznać, że były bardzo ładne, jednak chyba żadna nie dorównywała jego wybrance. Zresztą, dwie miały chłopaka. Może nastolatek lubił bawić się dziewczynami, ale nigdy nie rozbijał związków. Takie już miał zasady, a zasad nigdy się nie łamie.
     -Ej, stary, znowu? - spytał nastoletni brunet, wchodząc do pokoju.
-Co znowu, co znowu? Po prostu nie wierzę, że ona nie chce się ze mną umówić. Poddaje się.
-Nie wierzę. ty jesteś Diego Rodriguez, ty nigdy się nie poddajesz, a na pewno nie, jeśli chodzi o dziewczynę - na słowa przyjaciela, Diego zaśmiał się pod nosem i uśmiechnął delikatnie. Chłopak miał rację, on nigdy się nie poddawał.
-Wiesz co? Masz racje, dzięki - wstał, chwycił kurtkę i wyszedł z domu. Postanowił pójść do szkoły, gdzie uczy się dziewczyna. Zawalczy.



     Jeden z nauczycieli muzycznej szkoły, wszedł do pokoju w którym ma lekcje, wziął do ręki gitarę, zaczął grać i śpiewać.
Mira el cielo
Intenta cambiarlo
Piensa que quieres
Y corre a buscarlo
Siempre tu puedes
Volver a intentarlo
Otra vez
Tu puedes
Otra vez
Si quieres

     Wtem do pokoju wszedł przyjaciel czarnowłosego.
-Beto, nie wiedziałem, że śpiewasz - zdumiał się mężczyzna.
-A to, t-to nic takiego - uśmiechnął się. Uczył grania na instrumentach, sam potrafił grać, ale nie wierzył, że umie śpiewać. Czasem jednak sobie podśpiewywał, bo każdy kto lubi muzykę, tak robi. Pod prysznicem, robiąc obiad, nucąc dziecku kołysankę.
-Co myślisz o naszej nowej nauczycielce?
Beto wzruszył ramionami. Nie wiedział dokładnie co powiedzieć.
-Jest...dobra. Zobaczymy w praktyce.
-Przecież już ją widziałeś, świetnie tańczy - wychwalał ją Pablo. Przez głowę Beto przeszła pewna myśl, jednak szybko ją od siebie odrzucił. A co z Angie?
-Tak świetnie - powiedział, widząc Angie na korytarzu - Ale znam kogoś, kto jest lepszy, i nie chodzi tu o taniec.
-Kogo?
Mężcyzna wymownie spojrzał na przyjaciółkę Pablo, rozmawiającą z uczniem. Ciemnowłosy zakłopotany wyszedł, mówiąc krótkie Cześć.
     A jednak, pomyślał Beto.



     Angie właśnie skończyła wszystkie swoje lekcje i zaczęła zbierać swoje rzeczy, by wrócić do domu. Już nie musi czekać na Violettę, nie muszą razem wracać do domu. Zresztą, szatynka dziś poczuła się gorzej, więc została zwolniona, po dwóch lekcjach do domu. Nie było więc sensu się obijać, blondynka miała jeszcze masę rzeczy do zrobienia. Szczególnie ważne było to, że przyjeżdżała jej matka. Nie powiadomiła nikogo, sama dowiedziała się wczorajszego wieczoru. Dlatego dziś musiała wrócić wcześniej, by na 18 wszystko było gotowe. A co miało być gotowe? Przyjęcie. Bowiem Angelika przyjeżdża z starą przyjaciółką Marii, więc także inni ludzie przyjdą. Czasem bez powodu, takie uroczystości, poprawiają humor. Więc jeszcze 4 godziny. Violetta powinna być gotowa, co nie będzie łatwe, ponieważ dziś nie miała najlepszego humoru. Chociaż rano wydawała się być zadowolona, jeszcze razem rozmawiały... Jednak później zaczęło jej się kręcić w głowie. Ogólnie, dziś dzień jest nieco pochmurny, ponury. I jeszcze wczorajsza pogoda. Ale dzisiejszego wieczoru nikt nie zepsuje. Nikt.


Witam!
Ustalona data - 20 luty, aktualna data dodania - 23 luty.
Spóźniona, wiem. Mam jeszcze cztery dni, żeby napisać rozdział 1, a nie zaczęłam nawet zdania. Za niedługo powinna być zaktualizowana zakładka z bohaterami. Rozdział miał być dodany wczoraj, ale go nie dodałam, nieważne dlaczego. Dziś się nie rozpisuje.
Nie wiem kiedy kolejny, może za 2 tygodnie, to zależy.
Dziś kończy mi się cały tydzień wolnego.
Więc nie wiem kiedy coś napiszę znowu, na pewno nie do weekendu.
Chciałam kolejny rozdział dodać 8 marca - dzień kobiet. Zobaczy się czy się wyrobie, ale mam nadzieje, że tak.
Ten rozdział jest krótki, ale nie miałam siły napisać więcej.
Buziaczki i do następnego :*






niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 28:Przyjaźń ważniejsza niż wszystko inne

    
Blond włosa kobieta wyszła z łazienki w szortach i czerwonej bluzce z krótkim rękawem. Na nogi założyła przetarte tenisówki, a włosy upięła w koka. Lekko się pomalowała, by podczas ćwiczeń nie rozmazać sobie makijażu, przez który pod wpływem potu, mogła wyglądać jak potwór. Nie chciała tego, gdyż po raz pierwszy miała zajść w to miejsce, a przecież pierwsze wrażenie jest najważniejsze.
     Gdy już była gotowa, weszła do kuchni, by naszykować sobie śniadanie - chciała zjeść je w domu, zarówno jak i w, być może, nowym miejscu pracy.
Kanapki były już gotowe, więc zapakowała je do folii i wsadziła do szarej torby. Jeszcze raz przejrzała się w lustrze, pogłaskała Dorii - swoją kotkę - i wyszła z domu zamykając drzwi na klucz. Przez całą drogę nie mogła odgonić od siebie myśli. A co jeśli im się nie spodobam? Jeśli nie jestem wystarczająco dobra?, myślała, starając się uspokoić, jednak nie wychodziło jej to za dobrze. Był taki moment, gdy chciała się wycofać, ale przyrzekła sobie, że tego nie zrobi. Przecież każdy ma czasem wątpliwości, to nic strasznego.
    Przystanęła przed budynkiem z plakatem "Studio 21". Nawet nie zorientowała, a już była na miejscu. Czas jednak szybko płynie, czasem za szybko. Weszła do środka. Niczym się nie wyróżniała, no, może oprócz tego, że była o jakieś dziesięć lat starsza od nastolatków uczących się tutaj.
     -Nareszcie jesteś! - do kobiety podszedł czarnowłosy mężczyzna. Na koszuli miał plakietkę z napisem "Dyrektor".
-Tak, jestem - powiedziała, jakoś bez większego entuzjazmu. Chciała uciec, ale taka szansa nie zdarza się codziennie. Zresztą, nie chciała wyjść na jakiegoś tchórza. Przecież zawsze była silna, odważna, a ponadto niezależna. Nie mogła na nikogo liczyć, dlatego teraz nie potrafiła już tak ufać, tak jak kiedyś. Ale nie przejmowała się tym. W końcu, jeśli nikomu nie zaufa, nikogo do siebie nie dopuści, nie pozwoli nikomu przełamać tej bariery. I nie zostanie zraniona. Po raz kolejny.
-Wszystko w porządku? - spytał brunet.
-Tak, tak. Może już chodźmy? - otrząsnęła się blondynka. Mężczyzna pokiwał twierdząco głową i zaprowadził ją do pokoju nauczycielskiego. Z resztą nauczycieli musieli porozmawiać, bo tylko Pablo i Antonio wiedzieli, że Studio21 ma przywitać nową nauczycielkę tańca. Na twarzach pozostałych nauczycieli, różne można było dostrzec emocje. Beto był dosyć ciekawy, ponadto bardzo lubił poznawać nowych ludzi, więc ta wiadomość bardzo go ucieszyła. Tak samo jak Angie, miał nadzieję, że okaże się ona miłą osobą, która - w przeciwieństwie do Gregorio - nie będzie pastwiła się nad uczniami, za choćby najmniejszy błąd. Gregorio zaś był bardzo zły. Przecież to on miał być tu jedynym nauczycielem tańca, jedynym takim, świetnym i niepowtarzalnym, jedynym który jeszcze cokolwiek tu potrafi. Niestety, życie nie zawsze pisze miłe scenariusze. Bo przecież, żeby jedni byli szczęśliwi, tym drugim to szczęście trzeba odebrać.
     Później zaczęło się przesłuchanie. Może dziwnie to brzmi, ale nie tylko uczniowie muszą takowe przejść, by się tutaj dostać. Przecież ci ludzie nie wzięli się z ulicy. Wszyscy mają niezaprzeczalny talent i są dobrzy w tym co robią. Angie, Beto, Gregorio, Pablo i Antonio - każdy wkłada w swoją pracę dużo wysiłku i serca, by wszystko było jak najlepsze. Nawet Gregorio, znany jako zgorzkniały dziadek, który za kilka lat będzie sam, przeklinając tych, którzy mają jeszcze siłę, by tworzyć muzykę. Antonio tworząc to Studio, kierował się tym co on kocha najbardziej. Nie chciał nigdy robić tego, co nie sprawia mu radości, bo przecież jaki w tym sens?
     Krok do przodu, skłon, odskok i piruet. Tak jak ćwiczyła. Nie, właśnie zupełnie inaczej. W tym stresie zapomniała o wszystkim, ale teraz już tańczyła prosto z serca. Tak jak ono jej grało. Obrót, obrót, jeszcze raz. Koniec.
     Brawa, rozległy się głośne brawa. I nadeszła chwila prawdy, ta na którą czekała. I słowa, które uszczęśliwiły ją najbardziej.
-Witamy w Studio, Jackie.




     Niewysoka blondynka siedziała w ławce ze swoją przyjaciółką i ze znudzeniem przyglądała się nauczycielce, która tłumaczyła coś klasie. Matematyka - na pozór łatwa 2+2, 10x7. Chyba w podstawówce.
-Może panna Delgado rozwiąże dla nas numer pięć. Skoro tak bardzo ciekawi cię ta tablica w którą się tak patrzysz, powinnaś coś zrozumieć - powiedziała nauczycielka.
-Tak - szepnęła Hiszpanka i podeszła do tablicy.
-Świetnie - powiedziała pani Valentin, wręczając dziewczynie mazak. Usiadła przy biurku i zaczęła przyglądać się nastolatce, która niestety bezskutecznie próbowała rozwiązać przykład z tablicy. Dopiero teraz zaczęła żałować, że zamiast skupiać się na lekcji, wolała układać sobie w głowie piosenkę. Ale co mogła poradzić, kochała muzykę. Niestety, nie mogła sobie pozwolić na naukę w żadnej szkole muzycznej, tak jak jej siostra. Kiedy Natalia zapisała się do Studio21, mieszkały jeszcze z tatą, ale teraz ich ojciec wyjechał, a matka zabrania takich rzeczy. Może nie do końca zabrania, ale nie chciała by Lena była jakąś nieudolną piosenkareczką. Chciała by była kimś więcej, właśnie dlatego zapisała ją na kilka dodatkowych zajęć. Każdego dnia po lekcjach Lena musiała chodzić na jakieś zajęcia. Tylko piątki i wtorki miała wolne. Kiedy jej siostra śpiewała sobie z przyjaciółmi, ona musiała robić jakieś naukowe eksperymenty. Nauka była jednym z dodatkowych zajęć na które uczęszczała. Nie była jednak aż taka zła, jakby mogło się wydawać. Jednak zawsze zazdrościła brunetce, która życie poświęci temu, co kocha.
W wieku 16 lat, to o wiele trudniejsze. Tablica wypełniona była przeróżnymi równaniami, za tydzień miał być test, a ona jak na złość nic nie rozumiała z tematu, który klasa prowadzi od ponad miesiąca.
     -Co jest?
-Nie, ja nie mogę. Nie rozumiem tego - wyżaliła się dziewczyna. Nauczycielka westchnęła.
-Dobrze, przyjdź dziś po lekcjach, coś z tym zrobimy - odpowiedziała.
-Dobrze - usiadła z powrotem obok wysokiej szatynki.
-Ale ci się upiekło - szepnęła do brązowookiej. W tym momencie zadzwonił dzwonek - Chodź na przerwę.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Teraz ma już same luźne lekcje: plastyka, wychowanie fizyczne i historia. I znowu matematyka. Powtarzanie tego samego przez nauczycielkę. Nawet już się nie łudziła, wiedziała, że nic nie zrozumie. Ale to dzisiejszy dzień miał być tym najgorszym. Zaraz po lekcjach pół godziny musi zostać. Później do domu, zjeść coś, i na 16 na zajęcia z angielskiego. Bo niby ma zostać nauczycielką, pff. A co w tym czasie będzie robić jej kochana siostrzyczka? Śpiewać. Bawić się. Ale nie ma jej tego za złe. Ma tylko nadzieję, że kiedyś i ona zacznie spełniać swoje marzenia.



     Ciotka Violetty, z uśmiechem na ustach patrzyła jak jej siostrzenica śpiewa razem Camillą piosenkę Junto A Ti. Nastolatka zawsze marzyła o stałym miejscu zamieszkania, miłości i przyjaciołach. Dlatego teraz Saramero tak bardzo się cieszy, cieszy się,że pomogła Castillo osiągnąć sukces i razem z nią dzielić radość. Ale tak bardzo zależało jej na szczęściu Violetty, że zupełnie zapomniała o swoim. Ale na tym też teraz nie mogła się skupić, bo przecież za cztery dni mieli przybyć nowi uczniowie, miały być występy. Nawet nie zapytała uczniów czy potrzebują pomocy, jak im idzie z piosenkami. Zdecydowanie za dużo ma na głowie. Teraz jeszcze Jackie, nowa nauczycielka. Wydaje się być miła, ale nigdy nie można oceniać po pozorach.
     -Angie! - krzyknęła Violka i przytuliła się do swojej cioci - Podobało ci się? - zapytała. Wprowadziła wraz z przyjaciółką kilka zmian, i zamierzały wszystko zaprezentować jutro na zajęciach.
-Tak, było świetnie.A jak ci idzie piosenka na czwartek? - zapytała.
-Dobrze, ale jeśli mam być szczera to jeszcze jej nie przećwiczyliśmy - przygryzła lekko dolną wargę.
-Violu, wiem, że z Leonem świetnie się dogadujecie, i nie potrzebujecie prób, ale zawsze może co wam pójść nie tak, radziłabym wam to przećwiczyć. Chociaż jeden raz.
-Wiem, ale teraz mam tyle na głowie. Przychodzą nowi uczniowie, jestem taka podekscytowana! - krzyknęła w napadzie euforii.
     Kobieta cicho się zaśmiała. Czasem chciała być znowu nastolatką. Ale to już nie wróci. Ważne jest tu i teraz.



     Wysoki brunet wszedł do kolorowego budynku. Na ścianach wisiało mnóstwo plakatów, przez co miejsce wydawało się być przyjazne. To właśnie tutaj miał się uczyć. Jeszcze tylko kilka dni. Tylko czy tego właśnie chciał?  Jego ojciec powiedział, że to dobry wybór, bo jego stary przyjaciel tu uczy. Więc chłopak posłuchał, zapisał się na egzamin. Drugą sprawą jest to, że w tej szkole jest pełno dziewczyn. Kolejne kilka zabawek. Pobawi się i wyrzuci, jak starą piłkę, czy ciuchcię. Stały związek nie jest dla niego. Zostać z jedną dziewczyną przez dwa tygodnie jest mu trudno, a co dopiero przez kilka lat, lub przez całe życie. Nic nie trwa wiecznie. Szczególnie jakieś uczucie. Przyjaźń, to jest rzecz ważna, rzecz która niestety również nie trwa wiecznie, ale zdecydowanie dłużej niż miłość. Jednak chłopak gdzieś tam w sercu, pod maską podrywacza, głęboko wierzył, że znajdzie się dziewczyna, która go zmieni, z którą będzie szczęśliwy, przez dłuższy czas.
     Jednak te myśli odpłynęły, gdy wpadł na pewną czarnowłosą dziewczynę. Przeprosiła, widząc dziwne spojrzenie chłopaka. Wyciągnęła dłoń w jego stronę.    
-Francesca - przedstawiła się.
Brunet już wiedział, kto będzie jego kolejną ofiarą.
-Diego.



     Dwie przyjaciółki siedziały razem w jednej z sal w szkole do której uczęszczały, popijając gorącą herbatę z automatu. Na dworze - mimo, że w Argentynie jest zwykle ciepło, wręcz upalnie - szalała burza, wiał silny wiatr i padało z ciemnego już nieba. Niektórzy byli już dawno w domu, ale gdy dziewczyny skończyły próby, było zbyt niebezpiecznie na powrót do domu. Nauczyciele kazali im zostać. Więc teraz nastolatki siedziały, otulone kocem, czekając na zakończenie się tej paskudnej pogody.
     "Blondyna", bo tak swoją najlepszą przyjaciółkę nazywała krótkowłosa, podeszła do okna. Nie było jednak za bardzo na co patrzeć. Mokre chodniki, wszędzie kałuże, żadnych bawiących się dzieci. Dziś to miejsce nie jest takie jak było zawsze. Nie jest wesołe. Ale teraz można posiedzieć sobie w spokoju, nic nie robić i mieć dobrą wymówkę.
     -Jak tam z Maxim? - zapytała Ludmiła.
-Nawet nie pytaj. Za cztery dni prezentujemy piosenkę, a nawet nic nie przećwiczyliśmy. Chciałabym chociaż podzielić piosenkę, ale jak ja nie chciałam się spotkać, to teraz on nie ma czasu - westchnęła.
-Ahi Estare, ja napisałam tę piosenkę razem z Maxim. Daj mi tekst - dziewczyna spojrzała dziwnie na Ludmi -No nie patrz tak. Nata, daj mi ten tekst - dziewczyna posłusznie wyciągnęła z czarnej torby niebieską kartkę i wręczyła ją przyjaciółce - Nie macie teraz czasu na zabawy w kotka i myszkę. Ja wam to podzielę. Jutro idziecie razem na próbę, a ja będę pilnowała, by każde z was tam było, i poświęciło się zadaniu.
-A Tomas?
-Co Tomas?
-Sami macie piosenkę do zaśpiewania - odparła Natalia.
-O mnie się złotko nie martw. Jutro o 18 idę do niego. A teraz przepraszam, będę tworzyć - wzięła długopis i zaczęła przydzielać wersy.
     Przez głowę Delgado przeszła jedna myśl. "Mieć taką przyjaciółkę to skarb."


Hej, hej, hej! Ustalona data - 27 stycznia, aktualna data dodania - 9 luty. Ale to i tak wcześnie, jak na mnie. No i jest niecały miesiąc. Nie będę się rozpisywała. Jedno mnie martwi - ubyło obserwatora, bo jednego dokładnie i 4 głosów w ankiecie "Czytacie? Wiem, że to moja wina, bo rozdziały pojawiają się rzadko i moja aktywność też. Niestety, nie mam nic na swoją obronę. Bo żeby trzy miesiące pisać rozdział długości paru linijek? Smutne. Smutne jest to, że dalej ciągnę tego bloga i łudzę się, że ludzie będą czekać tygodniami, na moje rozdziały. Jestem słaba fakt, moja psychika jest słaba, mam wiele problemów, ledwo się trzymam i się załamuje, ale nie zawodzę ludzi, którzy coś dla mnie znaczą. Więc was nie zawiodę. Nie chce dedykować go nikomu. Nie tego. Dedykuje się piękne dzieła, niczym ballady, pieśni zwycięstwa. To jest nic. Taki misz-masz, wszystko i nic.
Ale dziękuje, że ze mną jesteście. Kocham was.
Wasza, teraz i na zawsze. Sasi :*








niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 27:Każdy ma tajemnice, każdy ma wątpliwości.

*Francesca*
     Wydaje się, że jesteśmy w pełni szczęśliwi, uśmiechając się serdecznie, kiedy w sercu mamy ogromny mętlik. Pytania typu "W co się dziś ubrać", czy " Czy to pasuje do tego" odeszły na bok, by mogły je zastąpić o wiele poważniejsze sprawy. Nie wiem, czy to, o czym teraz mówię, jest poważne, czy nie, ale tu nawet nie chodzi o mnie. Chociaż, może... Nie potrafię tego określić, ale wiem, że wszyscy mają problemy, a to co zaprząta moją głowę, to zwykłe drobnostki. Bo kogo obchodzi, że jakaś tam ciemnooka dziewczyna nieszczęśliwie się zakochała. Nawet przyjaciółki mają to gdzieś, w końcu mają też własne problemy. A ja? Wciąż stoję w miejscu, otoczona mgłą, i czuje się taka... taka niekochana, niepotrzebna. Chcę być silna, ale z każdym słowem, z każdym krokiem i czynem, jestem jeszcze bardziej bezradna i słaba. Nawet nie zdążyłam się zorientować, że utknęłam w martwym punkcie. Zresztą. Kto by się przejmował. Taką niepozorną dziewczynką. Pozory jednak mylą. Zawsze jestem wesoła i energiczna, nikt by się nie spodziewał, że każdego wieczora, gdy leżę w łóżku, przypomina mi się wszystko co złe, a ja nawet nie mogę tego odgonić. Odgonić myśli, że zanim wszystko zacznie się układać, ja już zdążę stoczyć się na samo dno, pociągając za sobą osoby, które niczemu nie winne, będą żyły w piekielnych otchłaniach, strasznej rzeczywistości. I nawet nic nie zrobię. Ja jestem tylko pionkiem w tej grze, a żeby wygrać muszę bardzo się postarać. To nie jest siatkówka. To jest jak dzicz. A wiadomo co się dzieje z kulejącą antylopą, w otoczeniu lwów...

*Natalia*
     Czasem trudno jest coś z siebie wyrzucić, odwlekasz ten moment w nieskończoność, ale w końcu nadchodzi taka chwila, w której będziesz musiał wszystko powiedzieć. I nagle odczuwasz ulgę. Ja też myślałam, że kiedy to powiem, również ją poczuję, jednak nic takiego się nie stało. Nic. Nawet poczułam się gorzej, sama nie wiedząc dlaczego. To zbyt skomplikowane. Boję się.
     -Nie chcę się bać - wyszeptałam do lustrzanego odbicia. Siedziałam już dobre piętnaście minut w łazience Francesci, ale jednak nie wychodziłam, bo nikt nie pukał, pewnie wszyscy już spali, a ja nie chciałam robić tego przy wszystkich, mogłyby się obudzić, usłyszeć mnie. Usłyszeć mój płacz, który chciałam za wszelką cenę powstrzymać - Nie płacz będzie dobrze - uspokajałam samą siebie, nie wierząc w słowa, które padły z moich ust. Nie wierzyłam w to. Zwyczajnie, ja znałam prawdę. Będzie tylko gorzej. A wydawałoby się, że gorzej być nie może.


*Leon*
     To właśnie w takich momentach, zdajesz sobie sprawę z tego, jak wielkie szczęście masz, kiedy trzymasz kogoś w ramionach i spokojnie możesz powiedzieć, że trzymasz w nich cały swój świat. Ja właśnie tak czułem się, gdy trzymałem w nich Estrelle. Jeszcze wczoraj powiedziałem jej "Śpij. Masz jeszcze jutro, masz jeszcze całe życie, żeby się martwić." Gdybym tylko wiedział, że kartka, która leżała teraz na stole, może tak zniszczyć nas, nigdy nie robiłbym jej nadziei. Bo kto mógł się spodziewać, że coś takiego się zdarzy? A najgorsze jest to, że nikomu nie mogę powiedzieć. Oni nie wiedzą, nie znają jej. A ona tak szybko może odejść.
     -Jesteś dla mnie całym światem, całym życiem, które zakończy się, gdy ty odejdziesz - powiedziałem, mocząc jej włosy łzami, gdy przytulałem się do niej. Niby zwykły gest, ale to mógł być ostatni taki. Póki ona jeszcze tu jest, daje mi siłę, ale gdy odejdzie... Nawet Violetta nie mogła mi już pomóc.
-Spokojnie, wszystko się uda, nie ma innej opcji - rzekła Ludmiła, która głaskała mnie po plecach.
-Tak, Ludmiła ma rację, nigdy nie odejdę - powiedziała Estrella i spojrzała na mnie z bólem w oczach. Jednak mimo tego wszystkiego uśmiechnęła się - Jesteście dla mnie zbyt ważni, a ja... - urwała na chwilę - Będę walczyć.


*Jade*
     -Ale ten plan jest genialny! - krzyknął Mati kiedy wchodził do pokoju, sfrustrowany moim zachowaniem.
-Wiem przecież, w końcu jest mój - zawołałam, nie dowierzając w to, co zaraz mam zamiar powiedzieć - Ale jednak Violetta i Angie...
-No co? Czy to nie ty powiedziałaś, że zrujnowały związek twój i Germana? Czy to nie ty walczyłaś z nimi o jego zainteresowanie? A teraz chcesz się tak po prostu wycofać? - powoli przeanalizowałam słowa brata i westchnęłam ociężale, jednak przyznałam mu rację.
     -Za wygraną? - spytał podając mi rękę.
-Za wygraną.


 *Natalia*
     -Nie uważasz, że ciągle tkwimy w miejscu? - zapytałam Camille, z którą siedziałam na kanapie. Jako jedyne o godzinie dziewiątej dwadzieścia, byłyśmy, najwyraźniej, gotowe wstać, zejść na dół, przy okazji nie potykając się o własne nogi i nie spadając ze schodów. No przynajmniej miedzianowłosa, bo ja w tej chwili przykładałam sobie do głowy woreczek z lodem. Kto by pomyślał, że schody mogą być tak niebezpieczne?
-Nie tyle co tkwimy w miejscu, ale czas leci za szybko - powiedziała i przeczesała ręką swoje długie, rude włosy. Obie westchnęłyśmy.
-Dobra, idę się przebrać - wstałam z kanapy.
-Jasne - uśmiechnęła się niemrawo - Słuchaj, dziś idę z mamą na spotkanie, jest bardzo ważne, pomóż mi się ubrać, muszę dobrze wypaść.
-Chodź - złapałam ją za rękę i zaprowadziłam do pokoju Fran - Najpierw się przebierzemy, a później pójdziemy do ciebie, albo na zakupy, jak tam wolisz, ok?
Dziewczyna uśmiechnęła się w podziękowaniu, a to było wystarczającą odpowiedzią. Jako, że miałyśmy już przygotowane ubrania poszłyśmy się po kolei przebrać, i wyszłyśmy z domu, zostawiając dziewczynom karteczkę na lodówce.


*Camilla*
     To, to musi się udać. Te spotkanie, idealne ciuchy, ten plan, to musi się udać. Zainwestowałam w to cały swój czas, wszelkie starania, nie mogą teraz pójść na marne. Za dużo wysiłku. Za dużo nieprzespanych nocy. Tak, to plan idealny. W mojej głowie wiąż układałam go całego, tak, aby każdy sekunda była idealnie zaplanowana. Sama nie wiem dlaczego, aż tak mi zależy. Przecież mogłabym wszystko zostawić w spokoju, może problem sam by się rozwiązał. Mama zawsze mi mówiła, abym nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, a teraz... To wydaje mi się najodpowiedniejszym rozwiązaniem, dlatego ten jeden raz nie mogę posłuchać mamy.
     Nawet nie zauważyła, gdy razem z czarnowłosą byłam pod moim domem. Powoli zaczęłyśmy przeszukiwać moją szafę, by wybrać coś na spotkanie. Spotkanie, od którego zależy moja przyszłość w Buenos Aires.


*German*
     Normalnie każdy rodzic z córką w wieku 17 lat dał by jej wolność, cieszył się, że ma przyjaciół, chłopaka, że jest szczęśliwa, i mimo, że ja również jej na to pozwalam, czasem zastanawiam się czy nie powinienem wrócić do poprzedniego trybu życia, jednak zawsze odganiam od siebie te myśli. Za bardzo zależy mi na szczęściu Violetty, a dobrze wiem, że jej matka nigdy by nie robiła takich rzeczy jak ja, nie popełniała by tych błędów. Maria była matką idealną, i starała się również mnie wpajać tą wiedzę, jednak chyba nigdy nie dorównam jej. Jednak zawsze warto się starać. Bo choćby nie wiadomo jak ciemno było, ktoś zawsze daje ci światło.
     -Dziękujemy za wybranie naszych linii lotniczych. Do widzenia! - usłyszałem stewardesse i zacząłem powoli zbierać się, by wreszcie opuścić ten samolot, którym jak na złość musiałem lecieć ponad 5 godzin, w taki upał. Ale było warto. Bo znów jestem w domu.


*Marco*

     -Tak, tak - powiedziałem obojętnie w stronę mojej mamy, która z niewiadomych powodów zaczęła na mnie krzyczeć i stawiać jakieś fochy.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - spytała i wyrwała mi telefon z ręki.
-Co ty robisz?
-Jak to co? Wlewałam ci jeszcze trochę rozumu do tej głowy. Chcesz skończyć jak twój brat? - pokazała na blondyna ze słuchawkami na uszach i laptopem przed sobą. Po tym jak rzuciła go dziewczyna, całkiem stracił rozum i zdziwaczał.
-Ej! To nie jego wina, że Sara go rzuciła. - stanąłem w obronie brata, sam nie wiedząc jeszcze w co się pakuje.
Matka zrezygnowana opadła na łóżko i głośno westchnęła.
-Zrozum, ja po prostu nie chcę, żebyś sobie zmarnował życie.
-Nie zmarnuje.
     Kobieta cicho się zaśmiała.
-Dwadzieścia lat temu też tak mówiłam, i sam widzisz do czego to doprowadziło - cicho załkała. Ojciec zostawił nas, gdy miałem trzynaście lat, a mój brat dziesięć. Zostawił dla dziewczyny o która wyglądała jakby dopiero co skończyła studia, ale każdy wie, że jest na to za głupia - synu, proszę cię tylko o jedno. Nie popełniaj tego samego błędu.
-Nie popełnię - przyrzekłem matce. I słowa zamierzam dotrzymać.


_________________________________
Witam po trzy miesięcznej przerwie, z takim oto czymś co widnieje na górze. Takie to jakieś krótkie, i się w ogóle kupy nie trzyma. Nie wiem w ogóle czemu jeszcze mnie nie znaleźliście i nie powiesiliście. Serio, jak chcecie to zrobię to za was.
Ten rozdział dedykuje wszystkim nowym czytelnikom, i również tym, którzy skomentowali mojego drugiego bloga.
Chciałabym wam wszystkim również podziękować za wszystkie komentarze, wyświetlenia, nominacje, i obserwatorów. To wiele dla mnie znaczy. Obiecałam sobie, że dziś wstawię rozdział i jest.
Jak tam w szkole po świętach? U mnie spoko, ale zadanie z Francuskiego mnie wykończyło, choć jeszcze go nawet nie zrobiłam. Życzę miłej szkoły, i byście doczekali się weekendu.
Buziaczki :*******





niedziela, 5 stycznia 2014

Martina Stoessel

Cześć. Tak blog jest zawieszony do 10 stycznia, ale żeby nie było pusto postanowiłam coś dodać.
______________________________________
Martina Stoessel
Urodzona: 21 marca 1997(16 lat)
Miejsce urodzenia: Argentyna, Buenos Aires
Kolor oczu: Brązowe
Styl: Rockowy
Martina Stoessel jest nam znana w większości z serialu "Violetta".
W serialu wciela się w tytułową bohaterką, która niewiele jeszcze wie o życiu. Ubrana w słodkie różowe spódniczki, dopiero zaczyna poznawać smak przyjaźni i miłości.


 

 P.S: Jak Wam się podoba nowy wygląd bloga? Ostatni Mi się znudził.
 A propo rozdziału - zabieram się za pisanie, chcę jeszcze później coś Wam napisać, ale to będzie niespodzianka :D
Paa:)
Buziaczki ;************



















sobota, 21 grudnia 2013

Znowu koniec, badziewna ja przeprasza.

No cześć.
Znowu ja.
Znowu koniec.
Koniec bloga.
Przepraszam , ja naprawdę tego nie chcę, ale nie mam innego wyboru. Powinnam już dodać dwa rozdziały, a nie dodałam żadnego. Przykro mi. Wiem, tego bloga zamykałam już tak wiele razy, że nawet do tylu nie doliczę. W dodatku klawiatura mi się popsuła, za każdą prawie literą pojawia się cyfra i uwierzcie mi, z kilka dobrych minut zajmie mi usuwanie tych literek. Myszka też szwankuje, bo bateria słaba. Wiem, powody błahe, ale strasznie mi utrudniają pracę, ale obiecuję, po nowym roku dodam coś, na pewno. A więc, teraz mi nie zostaje za wiele do powiedzenia.Teraz: ZAWIESZAM BLOGA DO 10 STYCZNIA.
To już chyba wszystko co chciałam napisać.
Życzę ciepłych i wesołych Świąt i szczęśliwego nowego roku.
Paa :)

środa, 27 listopada 2013

Kolejne informacje, daty rozdziałów, wielkie przeprosiny i milion buziaków.

Cześć.
Na początek: Wieeelkie przeprosiny. Za co? Za wszystko! Nie było rozdziału, nie dawałam znaku życia i
prolog na blogu drugim też się nie pojawił. Ostatnio na tego bloga zajrzałam 29 października, tego dnia kiedy dodałam rozdział. Minął miesiąc...
Powód? Mój (właściwie nie mój, ale ja go używam) komputer się zepsuł. Kilka dni temu przyszła paczka z nowym, ale na nim nie mam internetu i za cholerę nie chce mi się włączyć, ale ten który mi się zepsuł, to ten na którym teraz piszę, i on już działa lepiej. Na drugim piszę rozdział i prolog, więc przewiduje datę dodania na ten lub przyszły tydzień. Zrobimy tak: albo będzie w tym tygodniu, ale nie za długi, albo w przyszłym i długości 26 rozdziału. To jak? Bo decyzja już zależy od was.
Na razie mam już napisane troszkę, ale bardzo mało, za to prolog jest już długi, ale zajmie mi jeszcze ze 3 dni pisanie go, więc być może pojawi się w sobotę. Rozdział krótki też, a długi w środę, być może.
I jedna taka sprawa, uświadomi mi ktoś, który to dzisiaj odcinek "V" leciał? Bo już przegapiłam masę, oglądałam tylko pierwsze dziesięć i teraz nie wiem, który to.
Ostatnio w ogóle jest wszystko zdupcone, że tak powiem, ja jestem niewyspana od dwóch dni, rano muszę wstać godzinę wcześniej, żeby zdążyć umyć włosy, i chyba znów się nie wyśpię.
Normalnie ta notka powinna wyjść wczoraj, ale mnie wygonili.
Miało być mało zadań, i jest, ale jak już coś dadzą to konkretnie. Z Francuskiego ktoś coś umie? Bo ja ani trochę. i większość czasu na necie poświęcam pisaniu zadań. Na przykład dziś pisałam je z godzinę, jak nie więcej, a było na 10 minut. Ale jak to ja, piszę zawsze długo i robię miliard innych rzeczy jednocześnie.
Teraz podziękowania za:
-komentarze pod poprzednim rozdziałem
-11 obserwatorów
-nominacje do Lba, które uzupełnię, gdy tylko znajdę czas
-ponad 18 tysięcy wyświetleń
-152 komentarze
-za to że czytacie, i jesteście ze mną
 Przesyłam te milion buziaków, co w tytule.
Daty rozdziałów będą pojawiały się z boku bloga, postaram się dotrzymać obietnic.
Na razie kończę, odezwe się może pod koniec tygodnia.
Buziaczki :***************************************************