wtorek, 8 października 2013

Rozdział 25:Ćwiczenia i przygotowania

*Francesca*
Ostatnio coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że niczego nie wiem i nic mi się nie udaję. Typowy pechowiec, gorzej niż Maxi i jego podboje. Jak się tak zastanowić, to na serio mam gorzej niż wszyscy. No bo prawie każdy ma partnera.
Violetta i Leon, są razem ponad pół roku, Camilla i Broduey też, właściwie, to był mój kolejny nieudany "podryw", kiedyś też Broduey mi się podobał. Naty.. No cóż, ona jest sama, ale podoba jej się Maxi, sądzę, że ona mu też, więc pewnie za niedługo będą parą. Ludmiła, też nie ma nikogo, ale jest jeszcze Tomas, a poza tym, ona może mieć połowę szkoły, nie równa się z żadną inną dziewczyną. Lena, ona jest o rok młodsza od nas, ale do niej się nie mam co przyczepić, bo dla niej ważna jest teraz muzyka. Właściwie, dla mnie muzyka też jest ważna. Co ja gadam?! Muzyka to całe moje życie. Nawet nie chcę wiedzieć co by się stało, gdybym została we Włoszech, nigdy nie poznała Camilli i Maxiego, Violetty i Braco, Leon i Ludmiły, i jeszcze kilku innych bardziej, lub też mniej przyjemnych ludzi. Gdybym nie trafiła do Studia21. Naprawdę, to teraz jest taki moment, kiedy jestem wdzięczna losowi. I Mirandzie. Dzięki niej tu zostałam.
-Cześć - przywitał mnie jakiś znajomy głos. Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję już pod domem Andresa, a chłopak czeka na mnie przed budynkiem.
-Hej - powiedziałam i dałam mu całusa w policzek, po czym weszłam do dużego salonu, którego ściany były pomalowane na czerwono. To właśnie tam, w jego koncie był widoczny duży fortepian, a zaraz obok elektryczna gitara. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy omawiać piosenkę.
-To może ty zaśpiewasz to - pokazałam palcem na tekst - A to ja. Później razem refren... - zaproponowałam. Chłopak przytaknął.
 
-No to chodź, zaśpiewajmy to, a resztę później. Najpierw musimy zobaczyć jak to wyjdzie - wstałam z kanapy i podeszłam do radyjka na płyty, do którego włożony był dysk z kilkoma piosenkami. Pod numerem 3 zobaczyłam Junto a ti, i przewinęłam do początku. Muzyka się zaczęła, i po chwili słyszałam już głos przyjaciela.

Hoy contigo estoy mejor, si todo sale mal
Lo puedo encaminar y estar mejor
Me puedes escuchar y decir no, no, no  
Po chwili i ja zaczęłam swoją część.


Hoy se lo que debo hacer y nunca más
Regresara el dolor, oh oh oh oh
Si no lo puedo ver, enséñame
 





Gdy dobiegał refren, na wyświetlaczu telefonu, który leżał na stoliku obok, zobaczyłam,że ktoś dzwoni. Zignorowałam to jednak, i razem z Andresem zaczęłam śpiewać refren.
Pienso que las cosas suceden
Y el porqué solo está en mi mente
Siento que sola no lo puedo ver hoy, hoy, hoy…
Ahora se, todo es diferente,
Veo que nada nos detiene
Yo lo sé, mi mejor amiga eres tú


Chłopak podszedł do odtwarzacza i wyłączył grającą melodię.
-I jak? - spytał.
-Było świetnie. Na razie nie jest jeszcze idealnie, i musimy też przećwiczyć resztę piosenki, ale jak na razie było dobrze - powiedziałam, po czym wzięłam do ręki telefon. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Mój kolega poszedł otworzyć, a do pomieszczenia weszła, nieznana mi blondynka.

-Dobra, to ja spadam i nie przeszkadzam - powiedziałam, i wyszłam z jego domu, machając mu i jego koleżance. Zamknęłam drzwi i uśmiechnęłam się do siebie. Nagle usłyszałam Veo Veo, co oznaczało, że ktoś do mnie dzwoni. Po chwili namysłu odebrałam. To co usłyszałam, bardzo mnie zdziwiło.

*******

Niewysoka szatynka siedziała w swoim pokoju i rozmyślała nad zachowaniem jej przyjaciółki. Nie potrafiła dokładnie powiedzieć, dlaczego uważała je za dziwne. Czy dlatego, że przeprosiła, nie mając za nic przepraszać? Czy dlatego, że wyszła, nie wyjaśniając niczego? Czy może ona sama jest sobie winna? Przecież to ona powiedziała przyjaciółce, że nie chcę być szczęśliwa. Takie słowa z ust przyjaciółki, mogą naprawdę zaboleć. Brązowooka wzięła słuchawki i założyła je na uszy. Zatopiła się w melodii.

Trzymaj mnie blisko i mów co do mnie czujesz
Mów, że miłość istnieje.
Miłosne wyznania, twój szept miękki i prawdziwy
Kotku, kocham Cię


Wstała i szybko wyszła z pokoju. Następnie z mieszkania. Chwilę później znalazła się na ulicy. Stanęła naprzeciwko auta, które pędziło na nią. W ostatniej chwili wycofała się. Czy zrobiła to świadomie? Owszem.
Przeszła przez ulicę. Rozejrzała się dookoła. Świeciło pustką. Dziewczyna nie mogła tego pojąć.
"Dlaczego w tak piękny dzień, wszystkich ludzi wywiało?" - spytała samą siebie. Poszła do parku i spojrzała na ławki, które były zapełnione ludźmi. Niestety, wszyscy wyglądali, jakby ktoś umarł. Nie chciała widoku smutnych ludzi. Postanowiła ożywić towarzystwo. Następnie stanęła na środku parku, obok fontanny i zaczęła śpiewać.
Jeśli nie ma nic do powiedzenia,
Ani nic do rozmawiania,
Nie trzeba tłumaczyć,


 Ludzie podnieśli wzrok na dziewczynę i zmarszczyli brwi. Ta jednak kontynuowała.

Jeżeli ochronisz wszystkie sekrety mojego życia,
I moje sny, to się dowiesz...

Jesteś jedyną piosenką,
Która zawsze opisuje,
Jak moje serce bije,
Każde słowo, każdy zapisek, który mi dajesz
Sprawia, że czuje, że jestem razem z tobą



 Na twarzach ludzi pojawił się uśmiech. Dziewczyna od razu nabrała pewności siebie. Znów zaczęła śpiewać. Ludzie wstali i zaczęli klaskać do rytmu.
Między nami jest chemia,
W każdym wersie tej piosenki,
Twój głos i mój...
W każdym akordzie, w każdym rymie
I kilka dziewczyn, podeszła do nastolatki, i również śpiewało, razem z nią.

Między nami jest chemia.
W każdym wersie tej piosenki
To jest przeznaczenie,
Jestem jaki jestem jeśli tu jesteś*

Dostała gromkie brawa.
-No, no, no - usłyszała za sobą. Dobrze znała ten głos. Nie bała się, nie teraz. Dziś jest już inną osobą. Nie wie, co to strach.
-Czego chcesz?! - warknęła, gdy się odwróciła.
-Nie tym tonem - powiedziała spokojnie postać. Nie miała za nic skrupułów, nie mówiąc już o godności.
-Mogę do Ciebie mówić, jak mi się podoba. Czego chcesz?! - spytała ponownie.
-Ja? Ależ niczego. Może tylko... - spojrzała na dziewczynę - ...dam Ci pewną radę. Robię to tylko dla Ciebie.
-A co ty możesz dla Mnie zrobić? - prychnęła ciemnooka szatynka, patrząc bez szacunku na postać przed nią.
-Radę i pewną przysługę - nastolatka spojrzała na nią zdziwiona.
-Nic od Ciebie nie chcę, a tym bardziej nie potrzebuję żadnych rad. Sama sobie potrafię poradzić!
-Nie potrafisz. Na zewnątrz zgrywasz taką pewną siebie i odważną, ale w środku to wszystko znika. Znów jest nieśmiała i bezbronna. Jak rok temu - chytry uśmiech przenikał twarz.
-Nic o mnie nie wiesz. Nic - ostatnie słowo wyszeptała. I odeszła. Owszem - była silna, zmieniła się i potrafiła obronić siebie, ale.. No właśnie. Ale. To uczucie, to ją przerastało. I nie potrafiła temu jakoś zaradzić. Bardzo chciałaby teraz mieć przy sobie matkę, ale to przecież niemożliwe. Udała się do domu, usiadła na podłodze, w pokoju swojej matki i zaczęła czytać jej pamiętnik.

Violetta rośnie i rośnie. Wiem, że kiedy dorośnie, odniesie wielki sukces. A ja będę z niej dumna.
Dziewczyna nie wytrzymała. Zaniosła się płaczem. Tak bardzo chciała spełnić obietnicę daną tacie, po śmierci mamy. "Bądź silna, twoja mama tego by chciała"
Nie mogła przestać płakać. Tak bardzo chciała, by obok niej usiadła mama. Chciałaby cofnąć czas. Jedyne co teraz może zrobić, to być szczęśliwa i nie żyć przeszłością. Obiecała.

*Francesca*
-Tak? - spytałam.
-Pani Resto, może pani szybko przyjechać do szpitala? Chodzi o panią.
-Dobrze, ale co się stało?
-Wyjaśnię na miejscu - powiedział i szybko się rozłączył. PRZEBRAŁAM SIĘ i poszłam na piechotę do szpitala. Dopiero pod szpitalem pożałowałam, że ubrałam długi rękaw. Dziś było strasznie gorąco.
-Dzień dobry. Ja do doktora Mitchela - powiedziałam do uśmiechniętej recepcjonistki.
-Obecnie jest u pacjenta, ale proszę poczekać pod salą 18.
-Dziękuje - rzuciłam i pobiegłam na drugie piętro, pod wskazaną salę. Siedziałam obgryzając paznokcie z nerwów. Bardzo się bałam, ale nie chciałam nikogo martwić, więc poszłam sama.
-O, pani Francesca - podniosłam wzrok i ujrzałam doktora. Wstałam.
-Co pan chciał, coś się stało?
-Proszę iść ze mną - powiedział i ruszyłam za nim do gabinetu. Zamknął drzwi i usiadł za biurkiem - Niech mi pani powie, jak złamała rękę.
-No więc, ja byłam na basenie i potknęłam się o czyjąś torebkę.
-Dobrze, muszę zrobić prześwietlenie - powiedział i podszedł do drzwi, by przejść do innej sali, ja poczłapałam za nim.
***
Siedziałam z powrotem w sali i czekałam aż zdejmą mi gips. Okazało się, że ręka jest zdrowa, a poprzedni lekarz wszystko wyolbrzymił. Zwolnili go, bo jego diagnozy były błędne.
-I proszę. Teraz może pani iść do domu, ale proszę uważać na rękę, może jeszcze boleć - poradził, gdy już zdjął mi gips. Podziękowałam i wyszłam ze szpitala na słońce. Usiadłam na ławce w pobliskim parku i nuciłam Junto a ti, gdy ktoś dosiadł się do mnie.
-Piękny dzień, prawda? - spytała, najprawdopodobniej dziewczyna.
-Tak, jest słońce i... - podniosłam wzrok i ujrzałam ją. Blondynkę, w różowej, zapinanej na guziki bluzce, z rękawem 3/4, czarnych szortach i mocno różowych trampkach.
Otworzyłam szerzej oczy, by zobaczyć, czy aby mi się nie przewidziało.
-Marcela - powiedziałam wreszcie i przytuliłam ją.
-Fran, Fran, Fran, co tu robisz sama? - spytała i już miałam odpowiedzieć, jednak zadała kolejne pytanie - I gdzie twój gips - uśmiechnęła się szeroko.
-Właśnie mi go zdjęli, okazało się, że ręka jest zdrowa, a siedzę tu sama, bo nie chciałam nikogo martwić, tym telefonem ze szpitala - powiedziałam na jednym wdechu i uśmiechnęłam się lekko - A jak tam u ciebie? - Marcela się zaśmiała - Co, o co chodzi? - spytałam zdezorientowana.
-Nie, nic tylko... To dziwne - oznajmiła. Znowu spojrzałam na nią zdziwiona.
-Ale co jest dziwne? Marcela, przerażasz mnie - powiedziałam i zaśmiałam się cicho. 
-Znów się spotykamy. Najpierw szpital, teraz tu. Kto by pomyślał. Ludzie mówią, że jak się kogoś spotka przypadkiem, to zawsze jest te ponowne spotkanie. No i proszę - wstała z ławki i podała mi rękę, bym również wstała. Z wielkim leniem, ale jednak, wstałam z ławki.
-Może chodź na kawę, znam świetną kawiarenkę na rogu - przez chwilę rozmyślałam nad propozycją, ale w końcu na nią przystałam. Faktycznie, po pięciu minutach, byłyśmy pod kawiarnią "Mocca", do której weszłyśmy, chichotając pod nosem. Zamówiłam karmelowe cappuccino, a Marcela dużą kawę. Dziewczyna się nie wyspała, doskonale świadczą o tym ledwie widoczne wory pod oczami, które starannie ukryła pod makijażem. Nie wyglądała, jak trzy dni temu, kiedy to była wrakiem człowieka. Teraz uśmiechała się i mówiła dźwięcznym głosem.
-Coś się stało? - spytali, gdy zauważyła, że od kilku minut się jej przyglądam.
-Nie, tylko widzisz... Coś się zmieniło - blondynka pokiwała powoli głową.
-My się zmieniłyśmy - powiedziała cicho. Tym razem to ja pokiwałam głową na "tak".
-Co się zmieniło, od naszego ostatniego spotkania? Byłaś wtedy inna.
-Nie wiem. Zerwałam z Sebastianem, zaprzyjaźniłam z rodzicami. Trzeci raz w szpitalu w ciągu misiąca, to na prawdę wyczyn, ale postanowiłam to zmienić.
Pokiwałam głową i zaczęłam pić mój napój. Przez chwilę żadna z nas się nie odzywała, ale miałam dość tej ciszy.
-Masz ochotę na małe piżama-party?
-Znaczy? - spytała i zaczęła przeglądać jakąś gazetkę.
-Z przyjaciółkami robimy dziś nocowanko, i mogłabyś przyjść.
-Nie, wiesz, nie chcę się wpraszać. Na pewno macie już wszystko ustalone i w ogóle - pokiwała przecząco głową i uśmiechnęła się niemrawo.
-Tak właściwie, to nawet im o tym pomyśle nie powiedziałam.
-A to dobre - zaśmiała się.
-Poczekaj - powiedziałam i wyszłam na zewnątrz, gdzie wyciągnęłam swój biały smartphone i wybrałam numer Violetty.
-Hej!
-Cześć.
-Słuchaj, mam pomysł. Może by tak dziś, małe piżama-party?
-Pewnie, zaraz zadzwonię do dziewczyn.
-Okey. A, i chciałam się zapytać, może przyjść Marcela? To ta ze szpitala.
-Tak, lubię ją, pozna nas wszystkie. Poza tym, to u ciebie się spotykamy, nie musisz pytać.
-Dzięki, pa.
-Paa.
Rozłączyłam się szczęśliwa i pobiegłam do środka.
-Załatwione. Idziesz ze mną - powiedziałam stanowczo i pociągnęłam ją za rękę, w stronę mojego domu.
-Ale gdzie? - spytała.
-Do mnie. Pogadamy na spokojnie, ale najpierw idziemy do ciebie, musisz wziąźć jakąś piżamę. Dziś nocujesz u mnie, z moimi koleżankami - zaczęłam opowiadać jej o nich, a nim się obejrzałam, byłyśmy pod całkiem białym domkiem. Marcela wzięła jakąś niebieską bluzkę, i białe szorty. Zapakowała to wszystko do torby, wzięła kilka kosmetyków, i ciuchy na jutro. Razem poszłyśmy do mnie.

*Camilla*
 Ćwiczyłam właśnie nową piosenkę, którą napisałam razem z Fran i Violettą "Codigo Amistad".
Nagle zadzwonił telefon. To Viola, powiedziała, że jest u Fran nocowanie i mam tam przyjść o 20,30. Wzięłam moją torebkę, i zaczęłam pakować do niej rzeczy. Żółtą bluzkę, bez rękawów, spodenki w czarno-białe paski, ciuchy na jutro, kosmetyki, lakier do paznokci, i jeszcze kilka innych bzdetów.
Postanowiłam się przejść, jeszcze zanim pójdę do Francesci. Którą my tu mamy? 17, 53. No dobra. Jak o ósmej wyjdę, będzie okey. Zaczęłam iść różnymi alejkami. Zastanawiałam się, czy powiedzieć przyjaciołom prawdę. Z jednej strony, zasługują na szczerość, ale z drugiej, nie chcę ich martwić, to jeszcze nie jest pewne. W końcu będę im musiała to powiedzieć.

 *Natalia*
 Siedziałam na podłodze i próbowałam podłączyć telefon do ładowarki, ale strasznie się psuje i muszę ją odpowiednio ustawić, żeby zaczął się ładować. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Yyy cześć - powiedziałam zakłopotana, gdy za drzwiami zobaczyłam Maxi'ego.
-Cześć, możemy pogadać?
-Jasne, wejdź - powiedziałam, jak najbardziej normalnie, ale tak na prawdę, miałam ochotę uciec.
-Mam pytanie. Co z tobą jest nie tak? Ciągle mnie unikasz, a w środę musimy mieć gotową piosenkę.
-Przepraszam, ja... - nie wiedziałam co powiedzieć - Przyjdź jutro do mnie, poćwiczymy tą piosenkę, obiecuję - przyrzekłam sobie, że tym razem nie stchórzę.
-Dobra, ja już lecę, paa - pomachał mi, a ja mu odmachałam.
-Cześć - w tej chwili zadzwonił telefon Violetty. Jest nocowanie u Francesci, i obiecałam, że zadzwonię do Ludmiły i powiem o tym Lenie. Tak jak obiecałam zadzwoniłam do Lu. W tym momencie do domu weszła Lena, a raczej wbiegła.
-Gdzie moje nuty?! Gdzie są, gdzie one są? - zaczęła szperać po wszystkich szufladach.
-Chodzi ci o to? - spytała trzymając jakąś karteczkę.
-Tak! - krzyknęła i wyrwała mi papier z rąk.
-Słuchaj Lena, bo - próbowałam jakoś powiedzieć jej o nocowaniu, ale było za głośno - Dziś jest u Fran nocowanie, idziesz?!!!
-Pewnie! - zaczęłyśmy krzyczeć na cały dom, byle by przekrzyczeć pomoc domową, która zaczęła odkurzać salon.

 
Wpakowałam do jednej torby rzeczy swoje i mojej siostry, następnie spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 18,10. Wzięłam długą kąpiel, a gdy wyszłam już i wysuszyłam włosy, była 19. Włączyłam TV i czekałam, aż będę mogła wyjść.
______
* "Entre Tu Y Yo"

No Hej!
Jest ten rozdział, jako taki.
Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Trochę długi, tak przynajmniej mi się wydaję.
Cały czas, na jaki zawieszę bloga, będę pewnie odpoczywać. Ale nie martwcie się, napiszę ze dwa-trzy dłuższe rozdziały, żebym później się nie męczyła :)

No to do zobaczenia, za ... Za ileś tam ;-)
                                     Buziaki :***
P.S: Podoba wam się nowy nagłówek? Wiem, zmieniałam go kilkadziesiąt razy, ale ten wydaje mi się odpowiedni.


3 komentarze:

  1. Super! :D
    Świetny rozdział. <3
    Podoba mi się to, że jest taki długi. :)
    Czekam na next. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Szkoda, że blog jest zawieszony...
    Świetny nagłówek!
    Zapraszam do siebie, na nowy rozdział:
    violetta-and-her-world.blogspot.com
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny <333
    szkoda, że zawiszasz ;(
    dobrze, że tak długi, bo ja takie lubić :D
    czekam na next ;***

    OdpowiedzUsuń