*Violetta*
-Proszę zapiąć pasy, zaraz lądujemy - rozbrzmiał głos stewardessy.-Violu zapnij pasy - powiedziała Angie. Słyszałam każde jej słowo, ale nie byłam w stanie nic odpowiedzieć, więc tylko kiwnęłam głową na TAK. Strach przed tym, że spadniemy i się rozbijemy sparaliżował mnie, nie tylko moje ciało, ale mowe też.
-Kochanie, wszystko dobrze? - usłyszałam głos taty. Nie odpowiedziałam. Bałam się, strach był silniejszy. Nie potrafiłam nad nim zapanować.
-Kotku, Violu, wszystko okey? Viola, Viola!!! - ktoś krzyczał. Nic nie widziałam, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Chyba zemdlałam. Nie wiem.
2 dni później
*Violetta*
-Ha-halo - kilka twarzy obróciło się momentalnie w moją stronę - G-gdzie ja jestem? - zapytałam i wtedy ujrzałam przed sobą go. Miłość mojego życia.
-Kochanie, jak się ciesze, że żyjesz, że jesteś cała - i wtedy po jego policzku spłynęła łza, pierwsza łza którą kiedykolwiek u niego zobaczyłam.
-Oczywiście, czemu miałabym nie żyć? - spytałam, bo naprawdę nie wiedziałam czemu tutaj jestem.
-Jak to? Nic nie pamiętasz? - w jego oczach widziałam smutek.
-Nie pamiętam...tego co się zdarzyło - zauważyłam iskierki w jego oczach i lekki uśmiech na twarzy - Ciebie nie potrafiłabym zapomnieć - wtedy podszedł do mnie i mnie przytulił.
-A resztę, resztę pamiętasz?
-Yyy...tak, chyba tak.
-To znaczy?
-Tylko Ciebie, tatę, Angie, Fran i Tomasa.
-A reszta?
-Nie. Tylko ich.
-Aha, to szkoda, ale mam nadzieje, że sobie ich przypomnisz.
-Ja też - wtedy do sali wszedł lekarz.
-A więc...
super się zapowiada
OdpowiedzUsuń