sobota, 28 września 2013

Rozdział 24:Szczęście - rzecz ulotna

*Violetta*
-Nie, Leon, teraz jestem zajęta - po raz dziesiąty w ciągu tej minuty, powtarzam Leonowi, że nie możemy się spotkać.
-Ale czemu? - jęknął do telefonu - Co jest tak ważnego?
Nic już nie powiedziałam, bo zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Muszę kończyć, buziaki - i rozłączyłam się, zanim zdążył coś powiedzieć i podeszłam do drzwi. W progu stała Francesca ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Może tak próbowała coś zamaskować, ale ja znam ją zbyt długo, by dać się na to nabrać. Zaprosiłam ją do środka.
-Cześć.

-Hej - sprzedała mi buziaka w policzek i usiadła na kanapie. No cóż, mój dom ma pełne archiwum zwierzeń. Jest jak konfesjonał, lub kawiarenka, a ludzie w nim zawsze gotowi są wysłuchać. Czasami czuję, że to mój obowiązek. Jedyny z tych, które nie są przykre. Bo kiedy ktoś przychodzi do mnie z problemem, lub po radę, czuję się doceniona. I życie od razu nabiera sensu.
-Co Cię sprowadza? - spytałam zamyślonej przyjaciółki.
-Mnie? A nie mogę sobie już pogadać z przyjaciółką? - uśmiechnęła się sztucznie.
-Francesca - położyłam jej dłoń na kolanie - Nie kłam. Widzę, jesteś moją przyjaciółką, nie mogę patrzeć jak cierpisz, a wiem to. Znam Cię za długo. Proszę.

Tak, błagałam ją. O co? By powiedziała prawdę. Kiedy widzę, że ktoś płaczę, z drzewa spada liść, który symbolizował każdy uśmiech. A gdy widzę płacz i smutek przyjaciół, moje serce rozdziera się na pół. A później wylatuje z niego mały ptaszek, a uśmiech człowieka, daje mu wolność. Serce zszywa się, pozostaje niewidoczna blizna, tylko ci którzy chcą odkryć mnie na nowo i dać mi nowy świat, mogą ją dostrzec. I ja.
-Czemu? - załkała i przytuliła się do mnie z płaczem. Cierpienie, ból. Przenikał ją, zaplatał niewidzialną sieć i nie pozwalał się wydostać.
Nie pytałam. Ja po prostu czekam, nie naciskam i czekam, aż będzie gotowa. Nie można nikogo zmuszać do niczego. Szczególnie do prawdy. Ona boli najbardziej. To nic jeśli złamiesz nogę. Lecz jeśli twoje serce zostanie złamane, czujesz niewyobrażalny ból. Coś Ci siada na psychice i już. Po sprawie. Później tylko czekasz, zamknięty w pokoju, aż nadejdzie dzień, w którym wszystko wróci do normy. Jednak nie zawsze wraca. Prawie nigdy. I dlatego boję się życia.
-Nigdy nie będę szczęśliwa. Chyba nie potrafię - powiedziała, patrząc mi w oczy. Widziałam w nich tą pustkę.
-Każdy potrafi. Czasem jest trudniej, czasem lżej, ale zawsze jest wyjście. To nie jest tak, że nie możesz. Może ty po prostu nie chcesz? - zadałam pytanie. Dopiero po chwili, zdałam sobie sprawę, co zrobiłam. Dlaczego ją o to zapytałam? Przecież dobrze wiem, że to ją zrani. Jak można nie chcieć być szczęśliwym. to znaczy, można. Ale odkąd ją poznałam, wiedziałam, że tryska radością. Po prostu taka już jest, nie można jej zmienić. Nie chcę jej zmienić.
-Przepraszam - powiedziała i wstała, kierując się do wyjścia. Szybko zerwałam się z mebla, na którym siedziałam i pognałam za Fran. Złapałam ją za nadgarstek i zapytałam:

-Za co? - byłam pewna, że na mnie nakrzyczy, obrazi się, zapyta dla pewności, bo nie zrozumie. Tymczasem, ona mnie przeprasza.
-Za twoją rację i moje błędy - wyjaśniła. Niestety, nie byłam w stanie tego pojąć. Potrząsnęłam głową z niezrozumieniem, a ona odwróciła się, siadła z powrotem na sofę i kontynuowała -Masz rację. Co jeśli, ja naprawdę nie chcę być szczęśliwa? - chwyciłam ją za dłonie, zatrzymując ich ruchy.
-Nie mów tak. To ja się pomyliłam, to jedyne co mi przeszło przez myśl, ale nie mówiłam tego na serio.
-Nie, Violetta! - krzyknęła i wyrwała swoje dłonie - Nie myliłaś się. Chyba na prawdę nie chcę tego szczęścia. Po prostu boję się, że gdy wreszcie będę szczęśliwa, ktoś to zepsuje, a ja się nie pozbieram. Tak jest łatwiej. Nie spotkam tej przykrości - z oczu poleciało jej kilka łez - Chodzi o chłopaka - zmieniła temat, rozsiadając się wygodnie na kanapie. No, to robi się ciekawie.
-Spotkałam go wczoraj, gdy wychodziłam ze szpitala, kiedy poszliście. Tak właściwie, uratował mnie przed upadkiem. Potem poszedł. A tak w ogóle, nie dziwi Cię, że większość osób które znamy, spotkało właśnie w ten sam sposób, swoje drugie połówki?
-Tak, to dosyć... interesujące - tak właściwie, to nie mam pojęcia, skąd zaszła w niej ta nagła zmiana. Oj, to jest dziwne. Ale wole, nie narażać się na jej złość, pytając o powód.
-Dobra, ja lecę, umówiłam się na 15 z Andresem, musimy jeszcze przećwiczyć piosenkę - powiedziała.
-Okey, to pa - przytuliłam ją.
-Pa - jedyne co później zobaczyłam, to znikająca za zamykanymi drzwiami, różowa sukienka.

_________________________________________

No Hej :D

Przepraszam, że jest teraz, ale posłuchajcie: Jest!
Nie mam teraz czasu na nic, naprawdę.
Więc mogą się pojawiać rzadko, jednak dla was, zawsze coś nabazgrolę.
Dobra, kończe miśki.
Wykreślanka jutro, rozdział za tydzień, najwcześniej.
Buziaczki :**
By: Sasi :-)))

 

3 komentarze:

  1. Jak zawsze świetny. <3
    To, że nie masz czasu nic nie szkodzi i tak zawsze napiszesz coś świetnego. :3
    Jak zawsze czekam na następny rozdział. <3
    Pozdrawiam Karo. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. CUDO <3333333
    "konwensjonał" z dom Vilu :P
    czekam nn ;******

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze świetnie. Nic nie szkodzi, że nie masz czasu - mam tak samo, dlatego publikuję rozdziały, co tydzień. A skoro o tym mowa, to zapraszam do siebie, na pierwszy rozdział, drugiej części opowiadania :
    violetta-and-her-world.blogspot.com
    Pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń